A taste of things to come

Bardzo dużo sportowców tak może robić. Powód?. Jest ich wiele.
Choćby taki, że prywatne laboratorium może współpracować z kolarzem i robi mu systematycznie okresowe badania krwi na różnych etapach treningu i startów, po to by dokładnie móc określać profil w zależności od wysiłku i efektu wspomagania i w tym celu ma zdeponwaną krew zawodnika/zawodników.
Jest też coś takiego jak czynienie depozytów własnej krwi na przyszłe potrzeby lecznicze, wszak kolarze nieraz się rozbijają i wówczas mają do transfuzji przetaczaną (choćby przy operacji) własną krew, a nie cudzą. Wielu ludzi tak robi, i gromadzi depozyty swojej krwi na potrzeby lecznicze w przyszłości. A że krew była zagęszczona mnóstwem erytrocytów - wszak też jest popularna w krwiodawstwie metoda pobierania krwi, odwirowywania jej i zwracania osocza dawcy krwi. Dla celow leczniczych liczą się erytocyty, reszta jest niepotrzebnym balastem.

Wiec na razie tego tematu rozwinac juz dalej nie mozemy. Trzeba poczekac na pierwsze wyscigi w ktorych wystapi Basso. Porownamy to z sezonami poprzednimi i dowiemy sie czy Ivan sie zmienil az tak bardzo czy tez nie. Ale mam nadzieje ze odmiana, nawet jazda w DC, moze mu wyjsc na dobre. Poczekamy, zobaczymy.

W sumie tak to by mozna w nieskonczonosc dywagowac. Domniemanie niewinnosci ma tez swoje granice. Inaczej za jedyny dowod moznaby bylo uznac zlapanie kogos ze strzykawka w reku, a i wtedy znalazlby fantastyczne wytlumaczenie. Oprocz krwi znaleziono tony koksu, notatki i szczegolowe rozpiski dawkowania dla poszczegolnych zawodnikow, chociazby powracajacego bohatera minionych lat T. Hamiltona, a i tak Fuentes caly czas mowi, ze zajmowal sie zdrowiem kolarzy. Przed “św. Piotrem” tez zapewne bedzie obstawal przy takiej tezie, bo przeciez dbal o to, zeby sportowcy dopalajac sie na wlasna reke przypadkiem przedwczesnie nie zeszli. Jakie to notatki znaleziono u “doktora” mozna przejrzec tu cycling4all.com/d_news13z.php . Dziala na wyobraznie. Poza tym adwokat Basso nie wysnul takiej tezy, ze krew byla przetaczana dla celow “zdrowotnych”. Wniosek z calego tego najwiekszego zamieszania w 100 letniej historii wspolczesnego sportu jest jeden: nawet nalot na siedzibe jednego z najwiekszych bossow dopingowych i znalezienie setek namacalnych dowodow nie znaczy nic. A podejrzani mogą wszystko. Kruczki prawne są kruczkami prawnymi, ale z punktu widzenia prawa jest mozliwe ustanowienie takiego przepisu, ktory zmuszalby zawodnikow do obowiazkowego zlozenia swojego DNA w laboratorium UCI. Zawodnicy sami sa sobie winni, ze organizacje majace za zadanie walczyc z dopingiem musza sie posuwac do takich krokow. Ale to dopiero poczatek. Beda musialy posuwac sie jeszcze dalej. Gdyby Basso i Ullrich poddali sie odrazu testom cala sprawa z obowiazkowymi probkami DNA moglaby w ogole nie byc dyskutowana.

Badania krwi swoją drogą a pobieranie i magazynowanie swoją. Owszem te powody znam tylko chodziło mi o coś czy rzeczywiście jest to praktykowane tylko i wyłącznie dla zabezpiecznia w przypadku poważnego urazu, kiedy potrzebna jest transfuzja. Przypadki takich wypadków są niezmiernie rzadkie. Jeśli chodzi o sam proces odpowiedniej “obróbki” a następnie przechowywania do tanich nie należy. Dochodzi jeszcze konieczność co jakiś czas ponawiania procedury, gdyż jak wiadomo krew ma określony termin ważności. Jestem cały czas ciekaw ilu zawodników może z ręką na sercu powiedzieć, że robią to nie dla wspomagania. Tak więc dla mnie te powody to jest bardzo przyjemna bramka, która można uciec od poważnych zarzutów. Aczkolwiek argumenty podane przez Ciebie są jak najbardziej racjonalne i w pełni się z nimi zgadzam. Kwestia tylko, że nie wierzę w powszechność tej praktyki w środowisku sportowym.

Quibo, ależ tu wcale nie chodzi o racjonalność i uczciwość postępowania. Tu chodzi przede wszystkim o możliwość uwiarygodniania powodów swojego/lekarza postępowania, które może wzbudzać wątpliwość lub wręcz rodzić podejrzenie. Będzie to swoistą “kartą blanche” do wyłgania sie z odpowiedzialnosci.

Tu chodzi o naprawdę zbyt ogromne pieniądze, by bawić się w sentymenty.
Wszyscy chcą wierzyć w uczciwość i pragmatykę w postępowaniu kolarzy zawodowych, lekarzy, fizjologów, itp… Tylko, że - co zawsze staram się podkreślać z całą mocą - profesjonalne kolarstwo na poziomie Pro Tour, czy nawet Nacional to inna półka problemów, to CYRK ROWEROWY, w którym wcale nie chodzi o walkę z dopingiem, tylko o zwiększanie oglądalności wyścigów, o przyciąganie pieniędzy sponsorów, o zwiększanie zysków ze sprzedaży reklamowanych przez sponsorów produktów/usług, a wyścigi i kolarze są tylko wyrafinowanym narzędziem by to osiągnąć.
Jak czytam o personalnych roszadach w zespołach, to aż włosy mi sie jeżą na głowie, bo wychodzi na to, że bardzo wielu wysoko notowanych kolarzy przeszło do II dywizji, zaś w Pro Tourze znalazło się sporo nowych twarzy.
Z jednej strony może to cieszyć, rodzić nadzieje na lepsze kolarstwo bowiem:

  • młodzi będą mieli szanse sie pokazać w topowych wyścigach. Ale jak mają to zrobić przy “starych” cwaniakach i wyżeraczach? Lękam się, iż bardzo szybko ulegną deprawacji i sięgną po wynalazki by szybko móc dorównać reszcie zawodników, toczyć z nimi wyrównaną walkę,
  • starzy, którzy przenieśłi się do zespołów niższej kategorii. Będą oni mieli przewagę wyszkolenia i możliwości (doświadczenia) i wnet odbiorą pieniądze wybijającym się młodym zawodnikom w tych grupach, bo bedą w stanie wygrywać wyścigi seriami.
    Co to wszystko może dać?
    Albo ogólne podniesienie poziomu sportowego zawodników i wyścigów, albo - czego bardziej sie spodziewam - szybką deprawację młodych, niedoświadczonych, żądnych sławy zawodników teamów niższych kategorii.
    Wychodzi mi na to, że skoro dotąd w ogóle nie dawano sobie rady z pilnowaniem dopingowiczów na szczeblu rozgrywek Pro Tour, to zaraza niedozwolonego dopingowania może się wśród kolarzy rozlać szerokim strumieniem w II i III dywizji. Obym się bardzo mylił.

Mamy też drugą stronę medalu. Sentymenty, czy nie, każdy sponsor ma swoje oczekiwania. Żaden sponsor nie oczekuje wiązania nazwy firmy z aferą dopingową. Tego się potem nie da wyplenić z ludzkiej pamięci. Żaden PR nie pomoże. Z czym się wam kojarzy Festina ? Z zegarkami ? Mi bynajmniej zegarki przychodzą później do głowy. Co pierwsze się wbija to ‘afera festiny’. Pokazują Landisa w telewizorni i co widać ? Wielkie czytelne logo Phonak, iShares. Każdy dobry i rozpoznawalny sportowiec ma swoje umowy z różnymi firmami. Praktycznie nie jest możliwe, aby dzisiaj sportowiec był pokazany w tv i nie miał na sobie firmowej czapeczki, koszulki, czy napoju w ręku (z widocznym logo). Czy np. Isostar byłby zachwycony gdyby kojarzono go ze słowem doping ? Faktycznie kolarstwo jest cyrkiem, ale sponsorom nie zależy na skandalach. Phonak i Liberty się wycofało. Skoda chyba też, ale nie jestem pewien. To już wymierna strata finansowa.
Przykładowo odpowiednio skonstruowana umowa sponsorska z klauzulą wypłaty odszkodowania w przypadku utraty pozytywnego wizerunku firmy za sprawą afery dopingowej i pociągania do odpowiedzialności poszczególnych zawodników byłaby lepszym rozwiązaniem niż testy DNA. Czysty profesjonalizm, żadnych sentymentów :wink:

Działa i to jak :exclamation: :exclamation:

Nie znam hiszpańskiego i nie wiem co tam jest napisane, jednak nie zmienia to faktu, że nazwiska są rozpoznawane momentalnie :exclamation: Jan, Sevillano, Porras, Santi-P, Ceasr, Valv. (Piti). Wszyscy wiedzą o kogo chodzi. Ciekawe co oznaczają, te dawki, symbole i oznaczenia.

Z czym się wam kojarzy Festina ? Z zegarkami ? Mi bynajmniej zegarki przychodzą później do głowy.

A mi Festina kojarzy się właśnie z zegarkami (bo taki mam :stuck_out_tongue: ) i genialnymi strojami (takie żółto-czarne czy żółto-granatowe).
A Festina wróciła do kolarstwa - teraz zajmują się oficjalnym pomiarem czasu na niektórych wyścigach :stuck_out_tongue: .

Przykładowo odpowiednio skonstruowana umowa sponsorska z klauzulą wypłaty odszkodowania w przypadku utraty pozytywnego wizerunku firmy za sprawą afery dopingowej i pociągania do odpowiedzialności poszczególnych zawodników byłaby lepszym rozwiązaniem niż testy DNA. Czysty profesjonalizm, żadnych sentymentów

I to jest chyba najlpesze rozwiązanie. Wtedy mało komu będzie się opłacało stosować doping. Chyba, że ma sposób na obejście lub oszukanie kontroli.

Elevantino, w notatkach to ja Ulricha mogę Armstrong podpisać, więc byłbym tu ostrożny :wink: .

Oczywiście masz rację, ale robi to wrażenie. Z drugiej strony musisz przyznać, że jeśli jesteś takim “lekarzem” i masz tylu “pacjentów”, który każdy ma inny tok “leczenia” to wpisujesz najprościej jak sie da, abyś miał jasną sytuacje, a nie stosujesz 8 cyfrowy szyfr.

Z drugiej strony musisz przyznać, że jeśli jesteś takim “lekarzem” i masz tylu “pacjentów”, który każdy ma inny tok “leczenia” to wpisujesz najprościej jak sie da, abyś miał jasną sytuacje, a nie stosujesz 8 cyfrowy szyfr.

Gdybym ja cos takiego prowadził, to miałbym pełną listę z wszystkimi danymi, a nie jakieś tam naklejki, notatki czy papiery. Mówię oczywiście o działalności legalnej. Gdybym natomiast prowadził działlność nielegalną (o jaką podejrzewa się dra Fuentesa), to nie zdecydowałbym się na coś takiego. Lista musiałaby byc w jakiś sposób zakodowana. Bo nie wierzę, że gość sobie myślał, że ewentualni śledczy nie zorientują się w najprostszych oznaczeniach (typu imię psa zawodnnika czy “syn Rudiego”).

Zakładając, że dr Fuentes rzeczywiście zjamował się stosowaniem dopingu u zawodników, i że Basso czy Ulrich byli jego klientami to:
a) albo doktor był tak bezczelnie pewny siebie, że nie kodował oznaczeń,
b) albo był tak nierozgarnięty, że w ogóle nie przejmował się bezpieczeństwem.
A o to ostatnie bym go nie podejrzewał, raczej o to pierwsze…

Stanowczo to pierwsze. Wiedział jakie są realia i śmiał im sie w twarz. Był i jest nadal pewny swego. Gdyby bał się ujawnienia to trzymałby wszystkie dane zakodowane w osobistym laptopie.

Takie jest moje podejrzenie, jednak stanowczo będzie można to stwierdzić dopiero po zakończeniu śledztwa. Przynajmniej mam nadzieję, że będzie można.

Włoski Komitet Olimpijski umorzył sprawę a UCI z niewiadomych przyczyn nadal jej nie zamknęło.

No właśnie poco Discavery miało czekać na UCI, sprawa może się zakończyć za kilka a nawet kilkanaście miesięcy i co Basso ma się marnować?

Poki co jednak to UCI odpowiada za cale rozgrywki kolarskie a nie rodzime federacje. To jest powód dlaczego powinni czekac jako druzyna.

A to, że Basso by sie marnowal to juz nie interes Discovery tylko samego kolarza. I tutaj moze miec jak najbardziej roszczenia do UCI, ze mu kariere darmuja. Niestety, ale Amerykanski zespol nie moze uprawiac samowolki i decydowac za UCI o tym.