Kolarstwo górskie musi wyjść z lasu - mówi trener kadry i dyrektor sportowy grupy Lotto Andrzej Piątek.
- Jak ocenia Pan obecną kondycję kolarstwa górskiego w Polsce?
- Jest ona dobra, a sądzę, że będzie coraz lepsza. Mamy liczących się zawodników w Europie i na świecie. Wierzę, że także mężczyźni w niedługim czasie dorównają paniom. Ale mój optymizm wynika przede wszystkim z faktu, że kolarstwo górskie stało się w ostatnich latach jedną z najpopularniejszych dyscyplin, również wśród dzieci i ludzi starszych. Można powiedzieć, że na rowerach górskich jeździ prawie cała Polska. Jednak widzę dla tego kolarstwa pewne zagrożenie.
- Gdzie?
- Mówiąc najkrócej - musi ono wyjść z lasu. To dyscyplina nie tylko dla zawodników, ale przede wszystkim dla kibiców. Posiadamy piękne, malownicze trasy, jak np. w Książu czy Szczawnie, ale prowadzą one terenami zalesionymi. Kontakt z szeroką publicznością jest w efekcie niewielki, a kolarze obserwowani są liczniej tylko na krótkim odcinku przed metą, co zdecydowanie obniża poziom emocji. Tymczasem powinni być niemal stale w polu widzenia kibiców. Trzeba zatem budować inne trasy, gdyż z czasem kolarstwo górskie przestanie przyciągać ludzi i dyscyplina ta umrze śmiercią naturalną.
- Kiedy Maja Włoszczowska, Anna Szafraniec i Magdalena Sadłecka będą wygrywały z Norweżką Gunn Ritą Dahle?
- Dahle obecnie zdecydowanie dominuje w świecie. To prawdziwa maszyna do wygrywania, organizm o znakomitej wydolności. Ale czas pracuje m.in. dla moich podopiecznych. Norweżka już czuje ich oddech na plecach. Liczę, że Polki mogą się jej dobrać do skóry na igrzyskach w Pekinie. Oby tylko w dniu wyścigu nie panowały szalone upały, nasze zawodniczki nie przepadają za takimi warunkami. Po rekonesansie w Chinach i zapoznaniu się z tamtejszymi trasami, będziemy się na podobnych intensywnie przygotowywać do igrzysk.
PAP