Dorzuce swoje 3 grosze.
Nie polecam wszelakiej maści batonów kupowanych w ‘normalnych’ sklepach. Nie wiem czego się tak wszyscy uczepili żarcia słodyczy podczas wysiłku, bo to daje akurat efekt odwrotny do zamierzonego. Nikt mnie nie przekona do żadnych grześków, pawełków, danusi i innych batoników, w tym batoników corny.
Po pierwsze takie batony, ze względu na dość złożony skład, nie są ani szybko, ani lekko strawne. Po drugie wywołują głód, co może niektórych zdziwić. Jedyne co dają takie batony, to chwilowa poprawa samopoczucia. Kiedyś był nawet wątek o grześkach - kolarskich batonach.
Dobrym patentem, nie raz opisywanym przez wielu, jest zwykła bułka (najlepiej pełnoziarnista) z serem i plastkierkiem filetu z piersi indyka. Bułkę, czy kanapkę, dobrze pokroić na ćwiartki i wcinać po mału co pół godziny. Masz tu i białko i łatwo przyswajalne węglowodany. Dobre mięcho z indyka jest kruche i lekko strawne. Bułka pełnoziarnista jest również lekkostrawna. Dobrze jest jednak używać dobrego pieczywa, a nie białego-gispowego wyrobu pieczywopodobnego.
Ciekawym patentem jaki jeszcze znalazłem to biszkopty nasmarowane miodem i złożone. Takie dwa ciasteczka złączone miodem po ćwiartce bułki to ładniutki deser
Prócz tego w przydrożnym sklepie, jak uzupełniamy sobie zapasy wody, można kupić z przeceny takiego wstrętnie zbrązowiałego banana. Takie banany, w przeciwieństwie do zielonych, mają dużo cukrów prostych i nie są, jak banany niedojrzałe, cieżkostrawne.
Oczywiście można posilić się również suszonymi owocami i rodzynkami. Co jakiś czas warto jednak zagryść tę bułe, żeby się nie przesłodzić i zająć czymś żołądek.
Po, jak słusznie zauważył Quibo, dobrze jest dodać do węglowodanów troche białka. Dodatkowo posiłek najlepiej spożyć około 30 min po zakończeniu wysiłku (tzw. okienko glikiemiczne, czy jakoś). Tuńczyk (w sosie własnym) do makaronu, czy jajko do ryżu jest jak najbardziej wskazane. Nie zapominałbym również o oliwie z oliwek. Przyda się
Oczywiście, podczas jazdy można wysysać żele z tubek i wcinać batony po 5zł za sztuke (nie wiem ile to kosztuje), a po żłopać ‘specjalistyczne napoje regeneracyjne’ i posilać się jakimiś półpłynnymi produktami za niebotyczne pieniądze. Pytanie po co, skoro efekt można osiągnąć innymi, bardziej ludzkimi, środkami. Co innego jak nie można sobie zorganizować posiłku, wtedy jak mus to mus.
A tak na marginesie, to ja w ogóle słodyczy nie jadam i cukru unikam jak moge. Źle na tym nie wychodze.
Pozdrawiam