Co to wlasciwie jest doping?

Przyznam – nigdy bardzo formalnie nie zglebialem gdzie jest granica, ktora wyznacza, czy cos jest srodkiem dopingujacym, czy nie. “Na czuja” – nie sa Isostary, batoniki zbozowe (ja lubie Corny) i inne wysokoenergetyczne (chocby i PowerBar, choc mnie po nich brzuch bolal), ogolnie zele energetyczne …

A pytam, bo ogladalem sobie oferte Nutrend – znana firma, potentat, zaopatruja m.in. Intel Action, maratony, a i typowi mastersi zazwyczaj uzywaja carbosnackow, wszedzie wielkie logo “NO DOPING”.
Hm… dla mnie batonik/zel ENERGETYCZNY, to latwoprzyswajalne weglowodany. Jednak sklad tychze, to w najlepszym razie m.in. tauryna, glicyna, l-karnityna, l-tyrozyna, pirogronian kreatyny – cokolwiek by to wszystko bylo, kofeina, substancje stymulujace uklad nerwowy, zmniejszajace uczucie zmeczenia i zwiekszajace koncentracje i – dajmy na to – 50 kcal… Ostrzezenia o maksymalnym dawkowaniu u dzieci < 15 roku zycia, maksymalne dawki godzinowe i dzienne (np. dwa dziennie i duzo pic!), … Kurcze – bulek z serem, czy nawet batonikow Corny mozna zjesc ile sie chce (najwyzej bedzie sie mialo rozstroj lub grube d4), skadinad 50kcal, a nawet 100kcal to nie za duzo…

Pytanie: czy jest jakies proste i jasne, ogolne kryterium co to jest doping a co nie, czy raczej tylko lista substancji zakazanych i wszystko co nie jest na liscie jest cacy – a wiec nieco zabawa w przechytrzanie kto-kogo?

Pytanie2: tak w glebi serca, tak uczciwie – czy dopalacze ponad napoj izotoniczny i cukry proste, tj. “odzywki dla sportowcow” z logo “NO DOPING” daja na dluzsza mete wiecej pozytku niz szkody dla zdrowia?

Sprawa jest z jednej strony prosta: “koksem” jest właśnie to, co jest za takowy uznane przez stosowną organizację, federację czy kogo tam jeszcze. Tyle prawo.
Z drugiej zaś strony rzecz jest wielce skomplikowana, ale to temat na dłuższy wywód (może nieco później napiszę o tym więcej). Ogólnie jednak - ponieważ granica między “dopingiem” a “nie-dopingiem” jest płynna, rzeczone gremia musiały przyjąć jakieś kryterium oceny. Obowiązuje tu więc zasada “co nie jest zabronione, jest dozwolone”. Lista zaś robi się coraz dłuższa i dłuższa.

Na drugie Twoje pytanie mogę odpowiedzieć twierdząco, aczkolwiek z pewnym zastrzeżeniem. Bo produkty przenaczone dla wyczynowców mając specyficzny skład i działanie mogą być szkodliwe dla innych osób natomiast niekoniecznie dla samych zawodowców. A “na dłuższą metę” to niemal każdy sport wyczynowy jest szkodliwy…

Sprawę dość mocno uproszczając dozwolone jest zażywanie tego co organizm sam jest w stanie wytworzyć poprzez stosowanie odpowiednich diet. Niedozwolone to co trzeba by zaaplikować sztucznie czyli to czego organizm w żaden sposób nie mógłby wytworzyć.

Tako i mi sie wydawalo. Ale np. kofeina, tauryna etc, substancje “poprawiajace koncentracje, szybkosc reakcji i zmniejszajace uczucie bolu” jakos srednio mi sie mieszcza w tej definicji… Wiec?

To takie własnie duże uproszczenie od tego są pewne wyjątki a np kofeina jeszcze niedawno była na liście środków niedozwolonych

Christof - “Niedozwolone to co trzeba by zaaplikować sztucznie czyli to czego organizm w żaden sposób nie mógłby wytworzyć.” Otóż zarówno np. krew (erytrocyty), jak i testosteron organizm może wytworzyć, i wytwarza, sam. Podobnie jak wiele innych substancji.

Podam dwie definicje:

  1. Uznana przez Międzynarodową federację Lekarzy Sportowych w 1965 r. “Dopingiem jest dostarczanie osobnikowi zdrowemu obojętnie w jaki sposób, substancji obcej lub fizjologicznej w ilościach anormalnych albo też drogą niewłaściwą - względnie użycie przez takiego zawodnika takich substancji, a to w celu wywołania sztucznego i nieetycznego wzmożenia zdolności wyczynowej podczas zawodów sportowych”

  2. Prostsza i moim zdaniem trafniejsza: “Doping jest świadomym przyjmowaniem jakiejkolwiek substancji zbędnej dla normalnie funkcjonującego organizmu lub nadmiernej dozy lekarstwa w jednym tylko celu - sztucznego podniesienia siły i wytrzymałości w walce sportowej”

Są to definicje dość wiekowe, ale dobrze ilustrują problem. Więcej w przeglądowej publikacji: www.edukator.org.pl/2003d/doping/doping.doc

Pod tym zaś adresem: wprost.pl/drukuj/?O=55024 przykład “fachowego” dziennikarstwa na temat dopingu. Ukradł, jemu ukradli - co za różnica? (to a propos pierwszego zdania pod śródtytułem “Powszechne branie”)

Widzę, że problem niedozwolonego dopingu w sporcie gryzie Was szanowni bicycliści.
Ponieważ, jak już wielokrotnie zaznaczałem w różnych wypowiedziach, jest on zawiły jak dorzecze Amazonki, przeto nie ośmielam się podjąć tłumaczenia zawiłości, lecz zachęcam do zapoznania sie z podstawowymi przepisami obowiązującymi w naszym prawodawstwie, odnośnie zwalczania dopingu.
Sprawy te regulują:

Ustawa z dnia 29 lipca 2005 r. o sporcie kwalifikowanym Dz.U.05.155.1298

Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 17 października 2001 r. w sprawie zakresu i trybu działania Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Dz.U.01.133.1501

Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 13 sierpnia 2004 r. w sprawie określenia środków farmakologicznych i metod uznanych za dopingowe, których stosowanie jest zabronione Dz.U.04.195.2005

Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 16 sierpnia 2001 r. w sprawie określenia placówek odpowiedzialnych za przeprowadzanie analiz antydopingowych oraz trybu, sposobu i zasad odpłatności za kontrolne badania antydopingowe. Dz.U.01.97.1053

Robi się ciekawie… Mój ojciec, rencista o kiepskiej wydolności, jeżdżący wybitnie rekreacyjnie, sporadycznie, w tempie “emeryckim” jest koksiarzem. Zażywa otóż furosemid. Pewnie inne jego dragi także wykluczyłyby go z zawodów gdyby oczywiście miał siłę w nich startować.

Ja natomiast, przyznam się bez bicia, chyba byłem doperem a teraz “tylko” bywam. Byłem, bo zażywałem leki glikokortykosteroidowe (Budesonid) a bywam, bo zażywam przez kilka miesięcy w roku kromoglikan disodowy (Cromogen) oraz, objawowo, fenoterol (Berotec). Jednak od razu zaznaczam, że mam na to papiery, Wysoki Sądzie.

Ciekawostka jest taka, że o ile, poza glukokortykosteroidami, owych substancji nie ma w podanych przez Lucjana przepisach, to np. MKOl zabrania (jeśi wierzyć Virtualtrenerowi) stosowania fenoterolu, ale zezwala na glikokortykosteroidy oraz kromoglikan disodowy. Czyli, gdybym w trakcie jazdy zażył Berotec (co się niekiedy zdarza) skończyłbym tak, jak Hamilton chyba, nieprawdaż?

Tylko czy ja mam jakiś wybór? Wolałbym nie mieć alergii grożącej astmą i nie wdychać tych specyfików, ale nikt mnie o zdanie nie pytał…

Pytanie do wszystkich: kto z Was nigdy, ale to NIGDY, nie zażywał syropku pt. Tussipect (na kaszel)? No dobra, jeśli w moczu jest efedryny mniej niż 10 mg/mililitr, to możecie spać spokojnie…

Chyba 10µg/ml czyli 10 mikrogramów (nie miligramów) na mililitr

mg/miligram/0,001 g
µg/mikrogram/0,000001 g

Ale może się mylę :slight_smile:
WADA raczej nie.
np. tinyurl.com/pggbe
s. 7 i stężenie efedryny, nie ma tu mg

Pokazanie zaledwie ociupinki problemu, widzianego od strony prawidawstwa polskiego już pokazuje jak zawiły jest problem dopingu, kolarz i/lub jego trener muszą być naprawdę dobrym medykiem by nie umoczyć tyłka, zwykły kaszelek - rzecz normalna u kolarzy, lyknięty narędce syropik i moga być kłopoty. A co tu dopiero mówić, gdyby poruszyć problem prawodawstwa poszczególnych federacji narodowych, UCI, WADA oraz organizatorów poszczególnych imprez mogący doprecyzowywać wymagania i tryb kontroli dopingowych. Jak kolarz ma sie w tym wszystkim połapać, skoro nawet odwodnienie organizmu po ciężkim wyścigu może spowodować wzrost poziomu hematokrytu powyżej dopuszczalnego 50%, mimo iż przed wyścigiem zawodnik miał jeszcze np. 48 i jechał po zwycięstwo pełen nadziei, że jest czysty. Zatem, reasumujac łatwo się stawia zawodnikom zarzut koksowania się, a jeszcze łatwiej gdy nie dysponuje sie elementarna wiedzą o problemie i uwarunkowaniach dopuszczalnego wspomagania się.

Dokładnie tak jak mówisz, a za tymi zarzutami czy cieniami zarzutów niejednokrotnie kryją się osobiste tragedie zawodników. Smutno czyta się o takich kolarzach jak np. Hondo, trenował mimo że niejeden na jego miejscu nie miałby już siły. Został ukarany solidnie i to się jeszcze za nim pociągnie.
Zawodnik zdany jest na opiekę masażysty, trenera, dyrektora… a ludzie nie są nieomylni i czy im ufać na 100%. Czy ufać sobie? Sponsorzy, fani, zwycięstwa, pieniądze - duża presja. Nie jest to dla mnie problem tylko czarno-biały.

Dajmy sobie spokój z tym dopingiem, bo i co nam po nim :smiley:
:smiley: ktoś zapytał mnie kiedyś co biorę, to niby żart, ale i tak głupio mi się zrobiło, a ja jeżdżę tylko amatorsko, dla zdrowia i przyjemności

Sprawdziłem jeszcze raz w Rozporządzeniu i stoi tam jak wół: “Efedryna i metyloefedryna są zabronione, gdy stężenie w moczu jest wyższe niż 10 mg/mililitr.” Czy dużo to, czy mało? Nie wiem, ale dobrze, że temat został trochę naswietlony, bo może ktoś się zastanowi nim zacznie wieszać psy (właściwie o co chodzi z tymi psami?) na kolarzu, który twierdzi, że nic nie brał. Bo może zawodnik faktycznie czysty jest jak lelija, tylko jakiś szalony antydopingowiec “musiał” coś znaleźć. I tłumacz się, człeku, żeś nie wielbłąd.

jeden z ostatnio ciekawszych artykułów ad rem wprost.pl/drukuj/?O=55024 :unamused:

może i ciekawy artykuł ale zwróccie uwagę,że na początku zostali wymienieni sportowcy różnych dyscyplin tak jak i na końcu, a jednak 99% tekstu to o kolarzach. Więc gdzie tu bezstronnośc, czy tylko kolarze biorą :question: Nie, ale każdy tylko na nich psy wiesza tak jak by to byli jedyni dopingowicze wśród sportsmenów :imp:

A czy to wazne w jakich dyscyplinach? Samo to, ze biora wystarczajaco ich charakteryzuje.
Jak najwiecej takich artykulow.

no ale przydałoby sie trochę więcej obiektywizmu :imp:

Wcześniej podałem ten artykuł jako przykład tendencyjnego i nieprofesjonalnego dziennikarstwa, z którgo zresztą ów tygodnik jest znany. Kolega Hermes chce więcej takich tekstów? Nawet z fragmentami takimi, jak ten: “Na przykład podwyższona dawka hematokrytu (zagęszcza krew, pozwalając na lepsze dotlenienie) karana jest dwutygodniową dyskwalifikacją - żeby organizm odpoczął i się nie przegrzał.”? Otóż nie ma czegoś takiego jak “dawka hematokrytu”, bo tenże nie jest żadną substancją, którą można przyjąć w jakiejś dawce. A już “podawanie dawki (sic!) hematokrytu, żeby zagęścić krew” to już prawdziwa perełka. Nie miałem zwyczaju stawiać studentom dwój, ale przy czymś takim chyba bym od tej reguły odstąpił…
Tego rodzaju zdanie kompromituje autora publikacji, świadczy o ignorancji.
“Marek Rutkiewicz nie jest najbardziej znanym polskim dopingowiczem, nawet w kręgach kolarskich” - czy Rutkiewiczowi coś udowodniono?