cos na zime, czylnajlepsze etapy/wyscigi jakie ogladaliscie

wspominamy.
zalecany wiecej niz 1 wpis.

ja dolacze pozniej, jesli pozwolicie. nie chce w pierwszym poscie wypisywac 100 myslnikow i wrazen, wole poczytac, skomentowac i potem dodam cos od siebie.

mile widziane wspisy starszych uzytkownikow :stuck_out_tongue:

To ja zacznę

Tour de france 2003 Sallanches do L’Alpe d’Huez

Lance Armstrong przed startem do 8 etapu spora przewaga na konkurentami.od początku podjazdu US POSTAL nadaje mocne tępo, Heras wykonuje dla bossa w 100% swoją prace po kolei otpadają Urlich,Garzelli,Mancebo,Vinokurov, lider Viranque i inni po chwili wolniejszego tempa atakuje Beloki!!! w grupce Lanca pozostaje dwóch basków Mayo,Zubeldia, amerykanin Hamilton i niezmordowany Heras który wkoncu nie wytrzymuje tempa do głosu dochodzi Boss który szybko dochodzi do Belokiego głowna grupa liczy 4 kolarzy wskład której wchodzi Arm,Beloki,Mayo,Hamilton otpadł Zubeldia. Na 7 km przed końcem atakuje Mayo!!! jeden z piekniejszych ataków w górach jakie widziałem :smiley: bez otpowiedzi!!! oczywiście bez problemu wygrywa bask z tyłu trwało czarowanie, rwane tępo co spowodowało zjechanie sie liderów w jedną grupę bez Urlicha.

końcowa klasifikacja etapu.

Iban Mayo (Spain) 5:57:30
Alexandre Vinokourov (Kaz.) +1:45
Lance Armstrong (USA) +2:12
Francisco Mancebo (Spain) +2:12
Haimar Zubeldia (Spain) +2:12
Joseba Beloki (Spain) +2:12
Tyler Hamilton (USA) +2:12
Ivan Basso (Italy) +2:12
Roberto Laiseka (Spain) +2:12
Pietro Caucchioli (Italy) +3:36

link do filmiku z etapu
youtube.com/watch?v=1-y38WZAtgc

ogólnie to cału TDF 2003 był super

na tym etapie tak naprawdę Jan Urlich przegrał ten Tour d eFrance. Wtedy w początkowej cześci tego touru był chory mial przeziebienie przepalił sie dopiero na pierwszej czasówce która zdecydowanie wygrał. Także w tamtym roku amstrong miał szczeście że mimio dostanaiw dupe na tym etapie był liderem bo jak by stracil lidera koszulke to by sie mógł załamać. Po tym etapie sobie pomyslałem a moze Mayo sponiewiera amstronga po gorach wi wygra tem tour niestyety tak się nie stało.

Tompoz

1993 r 16 etap TdF i zwycięstwo Zenona Jaskuły - mój pierwszy Tdf który oglądałem, ech to były czasy

youtube.com/watch?v=zkDRdHJU–Y
youtube.com/watch?v=vTqC7QoL … re=related

Ponieważ druid zaapelował o refleksje na temat ulubionych etapów do “starszego pokolenia” forumowiczów, a ja do takiego się chyba zaliczam :slight_smile: , odpuszczę sobie “Erę Eurosportu/DSF-u” a skupię się na moich “early years” czyli Wyścig Pokoju i Mistrzostwa Świata. Przynajmniej na razie. Chronologicznie:

    1. etap wyścigu z 1984. Trutnow - Karpacz. Przede wszystkim dlatego, że widziałem go osobiście. Niewiele pamiętam, ale wielkie wrażenie pozostało. Suchoruczenkow zapewnił sobie żółtą koszulkę, najpierw atakując z Jentschem i Styksem, a potem już solo. Przodownictwa bodaj nie oddał już do Warszawy.
    1. etap wyścigu z 1985. Kryłackoje, czyli schody Kapitonowa/trasa olimpijska z 1980 i fenomenalny atak dwóch polskich asów - Mierzejewskiego, a przed wszystkim ówczesnego lidera Piaseckiego pod okiem Szurkowskiego. Ruscy i Niemcy oglądali się na siebie, a tymczasem nasi pognali do mety. W ogóle Mierzejewski to niesłusznie zapomniany obecnie zawodnik. Silny i wytrzymały jak tur. Jeden z tych, którzy urodzili się o kilka lat za wcześnie i nie umieli/nie mogli odnaleźć się w zawodowym peletonie.
  1. Mistrzostwa Świata w 1985 w Giavera di Montello. Kapitalna ostatnia prosta Piaseckiego i katorżnicza praca Szerszyńskiego w peletonie na ostatnich km.

    1. etap wyścigu z 1987. Mordercza górska czasówka w Harrachowie pod skocznię narciarską i Czertak. Nie wiem, ile tam było/jest nachylenia, być może niezbyt wiele, ale pamiętam, że wydawało mi się wtedy, jakby było ze 25%. :slight_smile: Mongołowie chyba w ogóle tam nie wjechali.
  2. 1988 rok, Seul i srebrny medal naszych w czasówce drużynowej. Wielki żal, że brakło tylko 7 sekund do Niemców, no ale oni tam mieli już kosmiczne rowery czasowe. Szkoda, że Mierzejewski się wywrócił, bo miał być naszym czarnym koniem w wyścigu ze startu wspólnego.

  3. 1989 rok. Halupczok i jego brawurowa, zakończona sukcesem akcja w Chambery na 2 rundy przed metą. Istna demolka rywali.

No a już nazajutrz Telewizja Polska chyba po raz pierwszy pokazała wyścig mistrzowski zawodowców (tu się mogę mylić), rok później powstał Eurosport i zaczęła się dla mnie nowa, zupełnie inna historia.

Podpisuje się po tym co kolega Grzdylu napisal rękamo nogami i mymi 2 pedałami Shimano Ultegra

Tompoz

Tour de France 2003 byl moim najlepszym (ogladam od 2000).

juz paryski prolog zwiastowal ciekawy wyscig. niesamowity millar, ktory mimo awarii łancucha wykrecil taki sam czas jak stawiany w roli czarnego konia do zwyciestwa etapowego i pozniejszy zwyciezca- mcgee.

niespodzianka byla porazka armstronga z ullrichem az o 5 sekund. przeciez niemiec zdecydowanie lepiej czul sie w dluzszych probach, a i wracal wtedy po nieobecnosci w 2002 roku i w hierarchii faworytow wyscigu znajdowal sie za belokim, hamiltonem, botero, o armstrongu nie wspominajac. w tour de suisse przegrywal przeciez w gorach z sosenka czy sewerynem kohutem, takze jego forma byla zagadka.
wlosi ostrzyli sobie zeby na wystep simoniego, ktory po wysmienitym giro zapowiadal zwyciestwo, ale chyba nie zapoznal sie z trasa zaproponowana przez organizatorow, bo po druzynowej czasowce juz go “nie bylo” (a w prologu do bossa stracil jedynie 6 sekund).

ale nie bede wam sciemnial, nie ogladalem calego touru :stuck_out_tongue: wieczorem, po drugim etapie ogladalem na ES reportaz, w ktorym hamilton z lepheimerem mowili, ze sie wycofuja. nad ranem mi sie wyjechalo.
wyobrazcie sobie moje zdziwienie kiedy wrocilem na etap do l’alpe d’huez, a tam hamilton w czolowce.
z tych wszystkich wielkich, to on byl moim ulubionym kolarzem tamtego wyscigu.

luz ardiden.
to on dał sygnal do czekania. ciekawe, czy gdyby go zabraklo na tamtym etapie, ullrich i spolka poczekaliby na arma i mayo.
w ogole etap super, juz od tourmalet bylo ciekawie, a to rzadkosc ostatnio.

co do wypowiedzi tompoza o mayo i nadziejach z nim zwiazanych, na dauphine 2004 jeszcze bardziej zakrecil armstrongiem. nie podejrzewalem wtedy, ze teksanczyk moze za miesiac pojechac jeden ze swoich najlepszych tourow.

“Grzdylu” : 9. etap wyścigu z 1987. Mordercza górska czasówka w Harrachowie pod skocznię narciarską i Czertak. Nie wiem, ile tam było/jest nachylenia, być może niezbyt wiele, ale pamiętam, że wydawało mi się wtedy, jakby było ze 25%. Mongołowie chyba w ogóle tam nie wjechali.

Zgadzam się z Tobą, też i dla mnie to nr1 - od tego się zaczeła się pasja trwająca do dzisiaj.
Pamiętam ten etap oglądałem w TV. O ile pamięć mnie nie myli ten podjazd pokonywali dzień wcześniej jako końcówkę etapu i już wtedy większość kolarzy podchodziła go na nogach ( pamiętam jak ślizgały im się buty na asfalcie). Następnego dnia była tam rozgrywana czasówka i Mierzejewski przed samym podjazdem zerwał łancuch albo mu on spadł nie pamiętam - wiem tylko że był to ogromny dramat. Ehh chętnie bym to zobaczył jeszcze raz.

Ja z kolei czuję wielki sentyment do 16. etapu Vuelta a Espana 2000: Oviedo - Alto de l’Angliru. Sentyment powodowany tą morderczą walką kolarzy z Alto de l’Angliru (moje pierwsze podziwianie zmagań z tą górą) w bardzo trudnych warunkach pogodowych (ta mgła… wtedy wyjątkowo intensywna). Kolarzy, wśród których jednym z głównych bohaterów był Tomasz Brożyna – ile wtedy budziło to emocji: Polak, Polak jedzie w czołówce! Walcz Brożyna, uda Ci się! Simoni był wtedy niestety poza zasięgiem, no ale Hruska? Przecież to “tylko” Czech, więc chociaż to musi się udać :wink: No ale niestety również „Pepik” był tego dnia lepszy. W takim razie 3. miejsce na etapie – też super wynik, podium i w ogóle. Jednakże i to się nie spełniło. Roberto Heras w szaleńczej pogoni (a może raczej ucieczce/ataku, ponieważ zależało mu na zyskaniu kolejnych minut nad głównymi rywalami, poza tym szans na zwycięstwo etapowe już nie miał) pod koniec podjazdu „połknął” Brożynę, który tym samym zajął 4. miejsce.

Dodatkowych emocji (prócz tych o zabarwieniu patriotycznym :wink: ) dostarczało nierozgarnięcie realizatorów/niedostatek kamer oraz ww. mgła, która mocno utrudniła relację telewizyjną. Dość sporą część podjazdu Tomasz Brożyna przejechał więc jako „kolarz-widmo”. Gdzieś tam jechał, pewnie z Hruską… powinien być gdzieś pomiędzy Simonim a Herasem… no bo Heras chyba go jeszcze nie dogonił… chyba… a może to się już jednak stało… nieee, raczej nie… chociaż kto wie? :wink:

I mniej więcej taki obraz tego etapu siedzi w mojej głowie. Gdybym dopuścił się składania fałszywych zeznań (pamięć dobra, ale krótka) to poprawcie mnie proszę. A jeśli by ktoś miał ten etap w swojej wideotece i mógłby go udostępnić w sieci to byłbym niezmiernie wdzięczny :slight_smile:

Innym ciekawym wyścigiem był Paris-Roubaix 2001 z jego dość niespodziewanym zwycięzcą, którym był Servais Knaven. I tym razem pogoda sprawiła fatalne warunki, gdyż wyścig odbywał się w wszechobecnym błocie -> ZDJĘCIE
Ostatni fragment tego wyścigu można obejrzeć np. TUTAJ

od kiedy ogladam ten wyscig, tylko wtedy padalo. i bylo to zdecydowanie najlepsze roubaix.
i ta heroiczna walka hincapiego z kolarzami domo (abstrahujac, przypominalo to zmagania evansa z kolarzami csc pod alpe d’huez).

a tydzien wczesniej flandria. dosc niezwykla jak na ten wyscig, gdyz zakonczona finiszem sporej grupy (13 kolarzy?). no i centymetr (albo i mniej) bortolamiego nad erikiem dekkerem, ktory potem okazal sie zwyciezca cyklu zwanego pucharem swiata.

Kosa, moim podzielam Twoj zachwyt nad tamtym etapem (i w ogole Angliru, tylko ta ostatnia rozgrywka z Contadorem jakas taka nijaka).
To był wtorek, caly dzien w szkole czekalem na powrot transmisje w TV.
Ta grupa Brozyny byla dosc konkretna. Jechalo tam z 16 kolarzy (procz Hruski, Simoniego i Polaka, Brochard, Lombardi, Petacchi, Miceli) i w pewnym momencie mieli z 16 minut przewagi, moze nawet 19. Brozyna zrobil co mogl. Hruska to niby “tylko Czech”, ale zaliczyl swietne Giro, byl wtedy w formie.

Trzymalem tez kciuki za drugiego Mrozowca- Rumsasa. Cala Vuelte trzymal sie w czolowce i co gorski etap, mialem czarne mysli, ze strzeli. A trzymal sie do konca. Miesiac pozniej byl jednym z bohaterow MS i wygral Lombardie.
Potem drugie miejsce w Paris-Nice, zwyciestwo w Kraju Baskow i trafil do “10” rankingu UCI.
Potem w sezonie 2001 (i w ogole w barwach Fassa Bortolo) juz nie startowal, ktos sie orientuje dlaczego?

Ta Vuelta kojarzy mi sie tez jako wielkotourowy zmierzch Alexa Zuelle.
Ale tak naprawde nigdy nie zdazylem zobaczyc Szwajcara w wielkiej formie.
No i Heras. Wspanialy rok zaowocowal transferem do US Postal. Tam chyba jednak juz nie byl az tak dobry jak w Kelme.

Jeżeli przechodzimy już do lat, z których relacje można obejrzeć swobodnie na YT, to ja tylko zaznaczę, że dla mnie szokiem, prawdziwym szokiem była czasówka na Tourze 1999 i następny etap do Sestriere.

Wszyscy obserwatorzy liczyli, że Alex Zulle nadrobi na czasówce do Bossa, który jeszcze nie był Bossem. A potem na Sestriere Zulle da mu popalić i obejmie przodownictwo w generalce.

Zakończyło się, tak jak wszyscy wiemy. Dla mnie to był prawdziwy szok.

Porównując do obecnych lat, to tak jakby np. Kołobniew po 2 latach przerwy i ciężkiej chorobie, nagle zostawiał podczas TdF w polu Evansa, Gesinka i innych.

Zaiste…bardzo dziwne etapy…

Z tych etapów, co oglądałem na żywo:

1.Akcje Marco Pantaniego, przy których ruchy Mayo na alpe d’huez 2003 to niestety ruchy muchy w smole.

Bardzo podobały mi się jego akcje na Alpe w 1994, 95 i 97 roku. Bardzo na Galibier w 1998. Jednak najbardziej podobała mi się akcja Pantaniego na Oropie w 1999 po defekcie podczas GdI…

  1. Oczywiście Alex Zulle i jego mityczna ucieczka oraz pogoń za nim Miguela Induraina na La Plagne w 1995. Wtedy naprawdę myślałem, że Big Mig może przegrać wyścig…

  2. Oczywiście J.M. Jimenez na Angliru 1999 - poezja. Pierwszy raz widziałem tak ostry finałowy podjazd na wielkim tourze. Tonkow -jeden z najwybitniejszych ówczesnych górali praktycznie stanął w miejscu…Taka to góra :slight_smile:

  3. Czmil - Paryż-Roubaix 1994 - najwspanialszy klasyk jaki widziałem.
    Montalcino z tegorocznego GdI w porównaniu z P-R’94 jawi się jako zabawa dla grzecznych dziewczynek.

  4. Arcalis - Jan Ullrich AD 1997. Nie dziwię się, że Hinault powiedział po tym etapie o Janie, że jest w stanie wygrać 8 TdF po rząd.

tutaj się z tobą nie zgodzę ze nagły sulces Amstronga w Tourze 1999 roku to mozna porównac jak by teraz Kołobniew wygrał Tour nie nie i jeszcze raz nie.

Argumenty

  1. Vulelta 1998 4 miejsce Amstronga na ciezkiej bardzo dobrze obsadzonej Vuelcie
  2. MŚ na czas 1998 4 miejsce
  3. MŚ ze staertu wspólnego 1998 4 miejsce

Po tych wynikach już wtedy było widać że Amstrong 1998 to nie barczysty amstrong po karierze trathlionowej tylko wycieniowany kolarz wieloetapowy. Przyrównanie do Kołobniewa nie trafne.

Tompoz

tajemnica poliszynela jest że wtedy na tej czasówcePulnikow jechał szybciej niz Ampler tylko wpadł do rowu. No i dziwny Wyścig pokoju gdzie Abdu sprinter smigał po gorach lepie niż reszta sbornej z Pulnikowem Ugruimowem itd.

Tompoz

Gwoli ścisłości 13 i próćz przez ciebie wymienionych byli jeszcze m.in Gerrikagoitia, Diaz Justo i Trentin. Największa przewaga na 95 km- 13:30 ( przepisuje to z moich zapisków w dzienniku formacie A4, które prowadziłem na przełomie wieków:). A póżniejszy zwycięzca wyścigu Roberto Heras praktycznie na L’Angliru zapewnił sobie trium we Vuelcie, bo jego najgroźniejszy rywal Angel Casero ( kto go dziś pamięta?) stracił do niego ponad 3 i pół minuty. Też jest dla mnie etap, który mocno wrył się w pamięć.
Dla mnie jednak wydarzeniem tamtych czasów były wyścigi z cyklu Pucharu Świata, przede wszystkim ze względu na Zbyszka Sprucha ( ostatecznie był chyba 5 w 99 roku i na pewno 9 w 2000). Była to chyba jedna z niewielu ( a może jedyna w ostatnich 15 latach) sytuacja w której Polak był liderem ekipy z czołowki światowej ( Lampre). Był wtedy ( 99, 2000) m.in 3 i 4 na Milan-San Remo i w dziesiątce na większości wyścigów z tego cyklu. No i rzecz jasna mistrzostwa Świata 2000 i pasjonujący finisz z Vainstainsem.

Angel Casero ( kto go dziś pamięta?)

Ja pamiętam :stuck_out_tongue: . Od pojedynku Oscara Sevilli właśnie z Casero na Vuelcie 2001 zaczęła się moja fascynacja kolarstwem szosowym

ostatnio na wiki trafilem na historie nagrody Velo d’or i ujrzalem, ze za rok 1998 Armstrong zdobyl trzecia nagrode. to pokazuje jak wielki szacunek mial kolarski swiat dla jego powrotu.

Jako, ze kolarstwem zyje od Vuelty/TDP 1999, to z Pantaniego tez pamietam tylko ostatki, czyli glownie TdF 2000 i jego alpejskie szarze.
Rzadko kiedy tak zal mi bylo sportowca jak Pantaniego podczas etapu do Morzine.

mysle, ze Armstrong i Pantani to 2 najlepsi gorale, jakich kolarstwo kiedykolwiek mialo.
szkoda, ze nie nigdy trafili na siebie, bedac w szczytowej formie. ciekawe tez czy Pantani bylby w stanie zdetronizowac Big-Miga w 1994, gdyby trasa TdF wygladala jak tegoroczna, zeszloroczna czy przyszloroczna.

plotki, ktore pewnie znasz, mowia, ze ktos (motocyklista?) w tej mgle mocno przyczynil do tej “poezji” Jimeneza. sam nie wiem… ale jestem w stanie uwierzyc. w kazdym razie nad reszta rywali Tonkow wtedy chyba za duzo nie stracil, o ile pamietam.
z tamtej Vuelty uwielbiam jeszcze akcje Vandenbroucke’a na gorce przed Avila. wszyscy wielcy zgubieni na siedzaco na dosc niepozornej gorze.

ostatnio przegladalem wyniki z TdF 1989. zawsze sie mowi Lemond VS Fignon, a jak tak spojrzalem, to najmocniejszy wtedy wydawal sie Delgado, ktory stracil prawie 3 minuty na prologu, a jego druzyna w TTT przyjechala na ostatnim miejscu.
ktos moze cos o tym TdF, ktory zostal okrzykniety najwspanialszym w historii?

moj pierwszy pelny sezon (2000) w ogole super, bo:

  • giro super. axel merckx w rowie i jakis czas potem na podium dla zwyciezcy na mecie w prato, akcja casagrande do abetone, ktora zapewnila mu roz do przedostatniego dnia i w ogole ta wymiana ciosow miedzy simonim, garzellim i casagrande czy zwyciestwa hruski
  • tdf, wiadomo. hautacam i armstrong, reaktywacja pantaniego, zawodnicy kelme, ucieczka baranowskiego, czy arm z chwila slabosci na joux-plaine.
  • o vuelcie pisalem
  • IO… plaska trasa, przed startem przypisuja zwyciestwo zabelowi, ale co innego mysla wlosi… okazuje sie, ze niemcy takze, bo jak sie skonczlo to wiemy… dla mnie przygoda zaczela sie o 3:00 (?) rano wraz z akcja wadeckiego i wlasciwie za sprawa jego swietnej jazdy trwala do samego konca
    na czasowce mialem duza satysfakcje, bo ullrich byl zdecydowanie lepszy od armstronga… ale przegral z jekimowem, ktory byl rozstawiony bodajze w 2-giej grupie i sie troche naczekal, mimo ze na ostatnim pomiarze na trasie juz go “dopadl”. jekimow z kolei do tego startu przygotowywal sie na TdP, a czasowka na orlinek byla jego proba generalna.
  • MS. moje ulubione. najpierw mega-ucieczka z m.in. di Luca i Moreau, a potem praca przede wszystkim polakow i wszystko od nowa. na ostatniej rundzie dosc zdecydowanie atakowal Czmil, a potem Casagrande, jednak doszlo do sprintu. do dzis mam w uszach “Zbiegniew Spruch Wicemistrzem Swiata” tomasza jaronskiego.

Guido Trentin był wloskim goralem, a tam jechał amerykanski sprinter Guido Trenti.

angliru 200 to jeszcze dramat I.Gonzaleza de Galdeano, ktory przed etapem byl 3. w KG, a na podjezdzi nagle stanal, troche poprzepychal i sie wycofal (byc moze wczesniej upadl, byc moze zatrucie, ale tego nie pamietam).

ja pamietam. i mysle, ze nie tylko. w przeciwienstwie do wzbudzajacego na forum sympatie- mosquery- zdazyl zameldowac sie w czolowce TdF (na to akurat jestem o 2 miesiace “za mlody”, ale fakt jest faktem.

jakis czas temu ogladalem dokument o tym tourze. mowilo sie nie tylko o kolejnych zwyciestwach Ullricha, ale i o nowym trendzie jazdy po gorach. na twardo, “na Ullricha”. Armstrong 3 lata pozniej “rozwalil” nie tylko Ullricha, ale i jego styl jazdy.

Hianult Fignon Delgado Lemond Bernard Roche toczyli wtedy wielkie boje o Tour.

A jaki był ciekawy Tour 1987 wielka bitwa Roche Delgado i Bernarda. Roche mdlał za meta górskeigo etapu Bernard się przewracał. wielka bitwa.

Tompoz

Co ciekawe od tego etapu zaczeła się moja przygoda z kolarstwem, zawsze myslałem ze to Darek Baranowski wtedy uciekał :blush: albo to była ucieczka Baranowskiego na TDF bardzo niewiele pamiętam z tamtej Vuelty i może tdf, ale zaczełem regularnie ogladac wielkie toury a gdy w moim domu zawitał internet to i inne wyścigi etapowe i jednodniowe. Kiedyś odłonczono mi Eurosport i wszystkie wyścigi oglondałem w słabej jakosci w internecie do tego nie miałem zbyt mocnego łacza. teraz nie wyobrażam sobie odpuścić wiosennych klasyków Grand tourów i innych etapówek o ile mam czas i nie jestem na rowerze :slight_smile:.
mam też wrażenie że zaczyna sie nowa era w poskim kolarstwie bardzo wielu młodych utalentowanych poslkich kolarzy pokazuje się i podpisują z najlepszymi klubami na świecie kontrakty, i kto wie czy za rok taki Kwiatkowski w piekle pólnocy nie przyciągnie nowych kibiców jak kiedyś Brożyna urwał moje serce dla tej pięknej dyscypliny sportu. troszke odbiegłem od tematu sorki :slight_smile:

Delgado spóźnił się na start prologu. Wyznaczony czas startu minął a jego jeszcze nie było. Sędziowie zaczęli mierzyć czas. Dopiero 2’40" od normalnego czasu startu Hiszpan wyruszył. Co prawda pojechał tylko 14" wolniej od Breukinka, ale zmierzono mu czas od godziny wyznaczonej przez sędziów. W efekcie stracił chyba 3 minuty. Dodatkowo, na etapie czasówki drużynowej, Delgado jechał tak słabo, że jego koledzy z Reynolds - Banesto musieli zwolnić, czekać na niego, w efekcie czego już po tych dwóch etapach miał 10 minut straty.

Na 5. etapie jazdy na czas, Delgado pojechał już o wiele lepiej, ale dzień ten jest wart zapamiętania z innego względu. Tam po raz pierwszy LeMond na TdF zastosował słynną kierownicę, którą później nazwano “lemondówką” a teraz jest standardem w tego typu próbach.

No i finałowa czasówka - najbardziej dramatyczny etap w historii, umówmy się - w historii TdF jako telewizyjnego show. LeMond był przygotowany perfekcyjnie: aerodynamiczny kask, “lemondówka” i dopracowana w tunelu aerodynamicznym do ideału sylwetka, co wówczas było wielka rzadkością. A Fignon, nie dosyć, że bez kasku, z końskim ogonem, to jeszcze z bólem pleców przez który nie spał w ogóle nocy poprzedzającej czasówkę. Średnia - 54.545 km/h pozostaje chyba do tej pory najszybszą czasówką w historii TdF (poprawcie mnie jeśli się mylę).

A spece z memoire-du-cyclisme.net obliczyli że te osiem sekund to dokładnie 82 metry przewagi LeMonda nad Fignonem.