Po Vuelcie i Tourze uważam, że przyszedł czas na powrót do tematu. Jednak mój post nie będzie konkretną odpowiedzią na zadane w temacie pytanie.
Wielu mówiło po Giro, że to najlepszy wyścig wieloetapowy, który widzieli. Inni dodają, że bardzo podobała im się tegoroczna Vuelta, a przy tym dodają, że TdF był nudny. Nie wiem, jak inni, ale mnie żaden wyścig nie zachwycił jak tegoroczna Wielka Pętla.
Po zeszłorocznej nudnej edycji w tym roku poziom sportowy był znacznie wyższy. Brakło miejsca w czołówce dla Vandevelde, Armstronga czy Wigginsa na rzecz Gesinka, Menchova czy Rodrigueza. Ponadto wyścig był bardziej emocjonujący od zeszłorocznego. W porównaniu z Vueltą i Giro było więcej etapów płaskich, mniej górskich czy pagórkowatych. Zabrakło także drużynowej jazdy na czas. Trasa Giro d’Italia wydaje się za najbardziej wymagającą. To prawda. Było wiele etapów górskich, a także pagórkowatych, na których też trzeba było jechać do końca. Jeśli chodzi o górskie etapy to szczególnie trzeci tydzień prezentował się znakomicie. Podobnie we Vuelcie, w której etapów górskich było trochę mniej, ale było wiele etapów dla kolarzy specjalizujących się w wyścigach klasycznych, na których kolarze musieli uważać, żeby nie stracić czasu. Trasa TdF za to wydawała się w porównaniu z innymi wyścigami “łatwa”. Znacznie mniej gór. Tylko 3 finałowe podjazdy (w ostatnich latach to norma) + Mende, czyli podjazd o długości 3 km i potem 2 km płaskiego terenu. Z tych 3 finałowych podjazdów tylko Tourmalet można uznać za bardzo wymagający podjazd. Największą atrakcją tej trasy wydawał się właśnie ten podjazd, a także odcinki brukowe na 3.etapie. Mimo takiej dysproporcji w trudności trasy to najwięcej znakomitych kolarzy pojawiło się właśnie we Francji. W Giro i na Vuelcie na większości etapów trwała zażarta walka (nawet na płaskich, czy lekko pofałdowanych). We Francji nawet na niektórych górskich walki nie było (Gap, Pau). Jednak mimo wszystko ani Giro, ani Vuelta nie zainteresowały mnie nawet w połowie tak samo jak Tour. Mimo, że był płaski etap i było pewne zwycięstwo Cavendisha to oglądałem z większą przyjemnością niż większość etapów Vuelty i Giro. W tych dwóch wyścigach podobne emocje przeżywałem tylko na kilku etapach: Montalcino, L’Aquila, Aprica, a na Vuelcie to przez kilka kilometrów Bola del Mundo i tyle. I to chyba decyduje dlaczego zawsze Giro i Vuelta będą w cieniu TdF. Nieważne jak ciekawe będą wyścigi we Włoszech czy Hiszpanii to wśród kibiców (nie wszystkich, ale wydaje mi się, że większości) to TdF będzie na pierwszym miejscu. Bo nawet po słabym Tourze (2009) to czekam rok na ten wyścig i na te emocje, spodziewając się, że zbliżająca się edycja wyścigu mnie nie zawiedzie.
Czekam też na Giro, ale w mniejszym stopniu niż na TdF. Głównie dlatego, że włoscy górale nie dorównują klasą poprzednikom. Garzelli, Savoldelli, Casagrande i przede wszystkim Simoni (a także paru innych kolarzy) robili na mnie większe wrażenie niż Nibali, Basso i Scarponi. Poza tym oprócz Nibali’ego to nie widzę Włocha na tyle dobrego, który byłby w stanie wygrywać wielkie toury (głównie chodzi o Giro) za kilka lat. Wystarczy popatrzeć na najlepszych Włochów z tego roku - Basso już dość stary, niedługo też na emeryturę pójdą Scarponi i Pinotti. Potem był niespełniony Cunego i emerytowany Cioni. A następnie długo, długo nic i w piątej dziesiątce dopiero stary Codol, klasykowiec Pozzato i Caruso. Oprócz Nibali’ego to nadzieją Włochów może być Ricco, ale coraz częściej myślę, że może się zdarzyć w najbliższych latach (jeśli Nibali wybierze TdF), że w Giro nie będzie Włocha na podium KG. Nie chce mi się nawet sprawdzać, kiedy taka sytuacja miała miejsce, ale co najmniej kilkanaście lat. I chociaż szanse Włochów w Giro w najbliższej przyszłości to temat na osobny wątek to jest powiązany z moim postem. Niegdyś Giro pasjonowało mnie bardziej, ale ostatnio wyścig stał się mniej “włoski”. Podobało mi się, że nie było wielu kolarzy z zagranicy i walczyli Włosi, a teraz coraz większą rolę w wyścigu odgrywają kolarze z zagranicy. Ta rywalizacja wewnętrzna Włochów miała w sobie coś interesującego, a teraz ta “magia” tego wyścigu zanika z powodu słabości Włochów.
A Vuelta to dla mnie najmniej interesujący wyścig wieloetapowy. Po TdF wiem, że Vuelta nie ma szans być bardziej emocjonująca od Wielkiej Pętli. Vuelta traktowana jest nawet przez kolarzy jako wyścig pocieszenia, albo przygotowania do MŚ. Ilu kolarzy traktuje Vueltę jako wyścig docelowy, do którego się specjalnie przygotowuje? W tym roku to był Nibali i przede wszystkim Mosquera. Reszta przyjechała tutaj po ciężkim sezonie - jeździli na wiosnę, a niektórzy dodatkowo jeszcze we Francji w lipcu. Wiadomo, że też chcieli powalczyć, ale ciężko o to będąc zmęczonym i nie szykując się do wyścigu specjalnie.
Strasznie się rozpisałem, ale jeszcze krótkie podsumowanie - nie wiem jakie cuda musiałyby się dziać na Giro i Vuelcie, a jak słaby być TdF, żebym uznał wyższość tych wyścigów. Mimo, że trasa jest najprostsza to emocje największe są właśnie we Francji. Przynajmniej dla mnie. I nie chodzi o emocje związane z całą masą ataków i zwrotów wydarzeń, które są większe na innych wyścigach. Chodzi mi o otoczkę związaną z tym wyścigiem. Czuć, że to najbardziej prestiżowy i najważniejszy wyścig sezonu. Każdy kolarz chce pokazać się światu z jak najlepszej strony. Nawet sami kolarze podkreślają, że takiej atmosfery nie czuje się na żadnym innym wyścigu na świecie, a to chyba najważniejsze.