Czy Tour de France zabija Giro i Vuelte?

Ciekawi mnie wasze zdanie na ten temat. Czy Tour zabija inne wyścigi? Oczywiście chodzi mi o pozostałe dwa GT, bo porównanie do reszty wyścigów lekko mija się z celem.

Tour to wiadomo najsłynniejszy wyścig na świecie, jest w nim największa kasa, największy prestiż dla zwycięzcy etc. Tylko czy aby nie jest to zbyt przesadzone? W mojej opinii jest. Tour od kilku lat mocno rozczarowuje, emocji jest mniej niż na Giro czy na Vuelcie, trasa także teoretycznie co roku na tych wyścigach jest ciekawsze niż na Wielkiej Pętli. Dlaczego więc Tour spycha na boczny tor np. takie Giro, którego tegoroczna edycja zapadnie w pamięci chyba każdego kolarskiego kibica.

Również razi mnie mocno wręcz pogardliwa ocena wielu kolarzy dla Giro czy Vuelty względem Tour de France. Contador wręcz się popłakał, że nie mógł jechać Touru '08 i z wielką niechęcią wystartował w Giro i na Vuelcie. Armstrong także tylko jeździł Tour, a przecież mógłby wygrać także pozostałe dwa wyścigi. Dlaczego tak jest? Dlaczego Jan Ullrich wiedząc, że nie daje rady z Teksańczykiem tak uparcie katował ten Tour zamiast spróbować swoich sił na Giro, gdzie jak startował to tylko treningowo… Giro wyścigiem treningowym - dla mnie obraza dla tego pięknego wyścigu. Przykładów takich kolarzy jest dużo więcej. Czemu np. taki Andy Schleck nie wystartował w tegorocznym Giro? Evans dopiero teraz zdał sobie sprawę, że raczej nie pokona Contadora i Schlecka i wystartował po paru latach w Giro.

Dla mnie osobiście Giro to najpiękniejszy wyścig etapowy na świecie. Vuelta także jest ciekawsze od Touru - choć tam akurat krajobrazy mi się nie podobają, zaś we Francji są cudowne i tutaj plus dla Touru :stuck_out_tongue:

Chciałbym, aby się to wreszcie zmieniło i chciałbym, aby nie tylko Tour był oczkiem w głowie większości kolarzy. Byłoby miło zobaczyć pojedynek Contadora ze Schleckiem w maju o tą piękną różową koszulkę - piękniejszą niż lipcowa żółć Touru.

Zapraszam do dyskusji.

Czy zabija? To zależy, jak na to spojrzeć. Z punktu widzenia “niedzielnych” kibiców pewnie tak, bo dla nich liczy się tylko Tour. Nawet jak nie mają większego pojęcia o kolarstwie, to o Tourze słyszeli i co nieco o nim wiedzą.
Natomiast myślę, że bardziej zaangażowany kibic obejrzy oba wyścigi, a spodoba mu się ten, który mu się bardziej spodoba ( :wink: ), a nie ten lepiej zareklamowany. I - choć ja generalnie wolę Giro od Touru - nie twierdzę, że to własnie Giro ma być lepsze. Bo częśc elementów tej układanki lepsza jest zapewne na Tourze, a częśc na Giro, więc co kto lubi.

Natomiast zastanawiam sie czy TdF nie zabija przypadkiem… kolarstwa. Zagorzałych kibiców do kolarstwa przekonywac nie trzeba. Natomiast Tour przesłaniając marketuingową otoczką zwykłym kibicom resztę kolarstwa może mu nie pomagać, a zaszkodzić. Znowu, nie twierdzę, że tak na pewno jest, tylko zastanawiam się, czy przypadkiem tak nie jest…

Jeśli chodzi o kibiców to zgoda, ale co z kolarzami? Dlaczego oni tak uparcie męczą ten Tour, skoro spokojnie mogliby powalczyć na Giro lub Vuelcie? Także bardzo ważnych, ciężkich, pięknych i prestiżowych wyścigach? Kasa?

TdF ma taki specyficzny klimat, który żaden inny wyścig nie ma. Duży wpływ na to pewnie ma czas rozgrywania tego wyścigu. Jest tam najlepszy poziom sportowy.

Myślę, że głównym przyczyną jest to, że Francuzi są ciency. Lepiej się ogląda wyścig gdy nie jest zdominowany przez gospodarzy.

tour de france byl pierwszy z wielkich tourow wiec ma prawo byc najwazniejszym wyscigiem w roku. Poza tym sami kolarze z najwiekszymi nazwiskami wybrali go numerem 1, startujac wlasnie w tym wyscigu a nie w innym. Chociaz szkoda ze najlepsi nie startuja w 3 tourach w jednym roku.

Znaczy wybrali kolarze czy sponsorzy :wink: ? Sponsorzy patrzą tam, gdzie jest największy blask, reklama i kasa. Kasa kibiców, którzy za to wszystko zapłacą… Poziom sportowy jest raczej na drugim miejscu :neutral: .

sponsorzy wybieraja holandie :slight_smile: poza tym bez sponsoringu nie ma sportu

Żeby zrozumieć zachowanie Contadora to warto cofnąć się do 2000 roku, albo nawet wcześniej. Wystarczy popatrzeć na to kto głównie startował w Giro - znakomici włoscy górale, a także kolarze etatowo jeżdżący w Giro, czyli Tonkov, a także Honchar, a ponadto 2-3 dobrych górali spoza Włoch. Najlepsi górale spoza półwyspu Apenińskiego szykowali się na Tour. Wtedy też Włosi się na Tour za bardzo nie pchali, bo woleli walczyć u siebie. Jednak Włosi tracą wybitnych górali, a na ich miejsca nie ma następców, dlatego ostatnio zaczęli w Giro wygrywać także kolarze z zagranicy. Ponadto teraz wielu kolarzy kojarzonych głównie z Tourem szuka swojej szansy na Giro z powodu braku szans na TdF. Dlatego można powiedzieć, że Tour zabija Giro, ponieważ wyścig we Włoszech traktowany jest jak wyścig pocieszenia dla niespełnionych kolarzy, albo wyścig na którym można się bardzo łatwo wybić i potem walczyć w TdF. Wolę układ sprzed kilku lat, czyli Włosi dominujący w wyścigu, a towarzyszy im kilku dobrych obcokrajowców, którzy chcą tutaj walczyć, co roku. Póki co jedynymi, którzy walczą co roku w Giro z obcokrajowców są Arroyo i Valjavec. Reszta kolarzy z zagranicy jedzie we Włoszech po to by przygotować się do Touru.

Pisanie w kontekście największych wyścigów wieloetapowych, że Tour de France je zabija uważam, za trochę za mocne słowa. Nie bardzo wiem, czy Tour de France ma jakikolwiek bezpośredni wpływ na te wyścigi poza tym, że parę nazwisk przejeżdża Giro czy Vueltę treningowo. Należy pamiętać, że Tour de France jest najstarszym wyścigiem i, chyba od zawsze, był uznawany za wyścig największy i najważniejszy. Nie wiem, co na to wpływa. Może po prostu to, że kiedyś stał się najważniejszym wyścigiem i reszta potoczyła się na zasadzie fali? Nie mam pojęcia - niektóre rzeczy po prostu się udają i trwają, a inne nie. Widocznie, TdF miał to szczęście przetrwać jako ten najlepszy wyścig.

Jeżeli rozmawiamy tu o poziomie sportowym, to wszędzie zdarzają się lata lepsze i gorsze. Giro też, nie zawsze zachwycało, a Tour nie zawsze nużył. Można kolarzom pomóc układając trasę, ale to i tak od nich i sposobu taktcznego sposobu rozgrywania wyścigu zależy to, czy będzie to widowisko na miarę tegorocznego Giro, czy może zeszłorocznego Touru. Jak widać, można się scigać o generalkę nawet na etapach dla sprinterów, ale ewidentnie trzeba chcieć.

Mimo, że narzekam na TdF to on i tak jest tym największym wyścigiem. Bardzo lubię Giro, Włochy i to w jaki sposób rozgrywa się ten wyścig. Ale to na Tour czekam cały rok i to on ma tę niezaprzeczalną magię, która nie kryje się w słowie “największy”, a w słowach “Tour de France” i wszystkim, co żółte.

Czy zabija inne wyścigi? Myślę, że nie. Każdy ma szansę i musi z niej skorzystać. Giro to robi, ale i Vuelta przecież nie jest daleko z tyłu. Z pewnością, dla zwykłego zjadacza chleba łatwiej rozpoznać TdF, ale czy my jesteśmy zjadaczami chleba? Nie, i dla nas to, który z Tourów ma status największego nie ma znaczenia. Każdy z nich ma w sobie to coś.

mysle, ze i tak jest z tym lepiej niz kiedys. vuelta w kwietniu w dzisiejszych czasach- to byloby marketingowe zabojstwo. tak przynajmniej przyjezdza paru dobrych kolarzy z 80% forma i rywalizuja z hiszpanami i innymi kolarzami, ktorym sie sezon nie udal. troche wiekszy problem to pogodzenie vuelty z ms.
co do giro- miedzynarodowa obsada wyglada calkiem fajnie i wydaje sie, ze prestiz wyscigu wzrosl, ale warto zaznaczyc, ze we wloskim kolarstwie nastapil gwaltowny regres.

Tour nie zabije pozostałych dwóch wyścigów jednak dlaczego jest najpopularniejszy? moja opinia:

  • sądzę że TdF zyskał przy okazji zwycięstw Armstronga. Marketing Tour de France i Armstronga mocno nagłośnił wyścig.

  • Tour chcą wygrać nie tylko Francuzi ale i Włosi, Hiszpanie, Niemcy, Amerykanie bardzo są na to nastawieni. Giro to jednak oczko w głowie Włochów, a Vuelta Hiszpanów więc i rozdźwięk w mediach mniejszy.

  • niektórzy aktualnie interesujący się kolarstwem zaczęli właśnie od TdF i LA kolarstwo, więc dlatego to co pierwsze jest najlepsze :wink:

Jeśli Tour “zabijał” Giro czy Vuelte to było to w czasach Armstronga. Przyjęło się wtedy, że najlepsi specjaliści od etapówek stratują tylko w jednym wyścigu GT i tylko pod niego się przygotowują. Wystarczy wspomnieć pamiętny Tour 2003 i bohaterów tamtej imprezy. Arm, Ullrich, Vino, Mayo, Zubeldia, Basso, Hamilton, Viranque, Sastre, Beloki. Żaden z nich nie startował w tym samym roku w Giro (a nawet jeśli to nikt o tym nie pamięta, bo nic nie pokazał). Ba, żaden z nich ani wcześniej ani przez kolejne kilka lat na Giro w ogóle nie zwracał uwagi. Na Vueltę też niespecjalnie. Wynikało to właśnie z podejścia samego Armstronga, które wszyscy jak jeden mąż kopiowali. Kiedy Boss skończył karierę od razu Basso zapragnął wygrać dwa GT w jednym roku. Również wprowadzenie Pro Touru trochę pomogło Giro i Vuelcie. Międzynarodowe ekipy były zmuszone wysyłać tam swoich kolarzy, nierzadko posyłając całkiem niezłe składy. W ostatnich latach prestiż Vuelty i Giro znacznie sie podniósł. Spora w tym zasługa samych kolarzy, którzy decydują się na dwa wielkie Toury w sezonie (Menchov, Sastre, Evans, Contador, teraz Basso). Przykłady trzech pierwszych kolarzy ze wspomnianej piątki pokazują, że takie połączenie wcale nie przynosi pożądanych skutków, także na powtórkę wyczynu Pantaniego możemy liczyć tylko i wyłącznie ze względu na Contadora.

Mnie fakt przewagi Touru nie przeszkadza. Wielka Pętla to kasa i prestiż, więc startują tam najlepsi. Dla mnie to zawsze były etapowe mistrzostwa świata i ten kto wygrywał w Paryżu mógł się czuć najlepszym specjalistą od etapówek. Profile etapów, ilość podjazdów czy ich nachylenie nie ma większego znaczenia. Liczy się sama walka i obsada. Nawet gdyby w jakiś magiczny sposób pod każdym względem Giro i Tour były równe, to prędzej czy później jeden z tych wyścigów i tak zyskałby miano tego najważniejszego. Prawie każda dyscyplina sportu ma najważniejszy start w sezonie albo serię startów, która wyłania tego najlepszego. Kolarstwo jest o tyle specyficzne, że mistrzostwa świata nie określają miarodajnie najlepszego zawodnika. Dlatego zawsze będzie ten jeden jedyny najważniejszy wyścig etapowy. I dobrze, bo nie ma nic gorszego niż czterech mistrzów świata jednocześnie jak mamy np. w boksie.

Błąd. Z takim zamiarem startował w Giro w 2005 roku, ale wtedy miał słynne zatrucie pokarmowe. A w 2005 Armstrong jeszcze jeździł.

Po Vuelcie i Tourze uważam, że przyszedł czas na powrót do tematu. Jednak mój post nie będzie konkretną odpowiedzią na zadane w temacie pytanie.

Wielu mówiło po Giro, że to najlepszy wyścig wieloetapowy, który widzieli. Inni dodają, że bardzo podobała im się tegoroczna Vuelta, a przy tym dodają, że TdF był nudny. Nie wiem, jak inni, ale mnie żaden wyścig nie zachwycił jak tegoroczna Wielka Pętla.

Po zeszłorocznej nudnej edycji w tym roku poziom sportowy był znacznie wyższy. Brakło miejsca w czołówce dla Vandevelde, Armstronga czy Wigginsa na rzecz Gesinka, Menchova czy Rodrigueza. Ponadto wyścig był bardziej emocjonujący od zeszłorocznego. W porównaniu z Vueltą i Giro było więcej etapów płaskich, mniej górskich czy pagórkowatych. Zabrakło także drużynowej jazdy na czas. Trasa Giro d’Italia wydaje się za najbardziej wymagającą. To prawda. Było wiele etapów górskich, a także pagórkowatych, na których też trzeba było jechać do końca. Jeśli chodzi o górskie etapy to szczególnie trzeci tydzień prezentował się znakomicie. Podobnie we Vuelcie, w której etapów górskich było trochę mniej, ale było wiele etapów dla kolarzy specjalizujących się w wyścigach klasycznych, na których kolarze musieli uważać, żeby nie stracić czasu. Trasa TdF za to wydawała się w porównaniu z innymi wyścigami “łatwa”. Znacznie mniej gór. Tylko 3 finałowe podjazdy (w ostatnich latach to norma) + Mende, czyli podjazd o długości 3 km i potem 2 km płaskiego terenu. Z tych 3 finałowych podjazdów tylko Tourmalet można uznać za bardzo wymagający podjazd. Największą atrakcją tej trasy wydawał się właśnie ten podjazd, a także odcinki brukowe na 3.etapie. Mimo takiej dysproporcji w trudności trasy to najwięcej znakomitych kolarzy pojawiło się właśnie we Francji. W Giro i na Vuelcie na większości etapów trwała zażarta walka (nawet na płaskich, czy lekko pofałdowanych). We Francji nawet na niektórych górskich walki nie było (Gap, Pau). Jednak mimo wszystko ani Giro, ani Vuelta nie zainteresowały mnie nawet w połowie tak samo jak Tour. Mimo, że był płaski etap i było pewne zwycięstwo Cavendisha to oglądałem z większą przyjemnością niż większość etapów Vuelty i Giro. W tych dwóch wyścigach podobne emocje przeżywałem tylko na kilku etapach: Montalcino, L’Aquila, Aprica, a na Vuelcie to przez kilka kilometrów Bola del Mundo i tyle. I to chyba decyduje dlaczego zawsze Giro i Vuelta będą w cieniu TdF. Nieważne jak ciekawe będą wyścigi we Włoszech czy Hiszpanii to wśród kibiców (nie wszystkich, ale wydaje mi się, że większości) to TdF będzie na pierwszym miejscu. Bo nawet po słabym Tourze (2009) to czekam rok na ten wyścig i na te emocje, spodziewając się, że zbliżająca się edycja wyścigu mnie nie zawiedzie.

Czekam też na Giro, ale w mniejszym stopniu niż na TdF. Głównie dlatego, że włoscy górale nie dorównują klasą poprzednikom. Garzelli, Savoldelli, Casagrande i przede wszystkim Simoni (a także paru innych kolarzy) robili na mnie większe wrażenie niż Nibali, Basso i Scarponi. Poza tym oprócz Nibali’ego to nie widzę Włocha na tyle dobrego, który byłby w stanie wygrywać wielkie toury (głównie chodzi o Giro) za kilka lat. Wystarczy popatrzeć na najlepszych Włochów z tego roku - Basso już dość stary, niedługo też na emeryturę pójdą Scarponi i Pinotti. Potem był niespełniony Cunego i emerytowany Cioni. A następnie długo, długo nic i w piątej dziesiątce dopiero stary Codol, klasykowiec Pozzato i Caruso. Oprócz Nibali’ego to nadzieją Włochów może być Ricco, ale coraz częściej myślę, że może się zdarzyć w najbliższych latach (jeśli Nibali wybierze TdF), że w Giro nie będzie Włocha na podium KG. Nie chce mi się nawet sprawdzać, kiedy taka sytuacja miała miejsce, ale co najmniej kilkanaście lat. I chociaż szanse Włochów w Giro w najbliższej przyszłości to temat na osobny wątek to jest powiązany z moim postem. Niegdyś Giro pasjonowało mnie bardziej, ale ostatnio wyścig stał się mniej “włoski”. Podobało mi się, że nie było wielu kolarzy z zagranicy i walczyli Włosi, a teraz coraz większą rolę w wyścigu odgrywają kolarze z zagranicy. Ta rywalizacja wewnętrzna Włochów miała w sobie coś interesującego, a teraz ta “magia” tego wyścigu zanika z powodu słabości Włochów.

A Vuelta to dla mnie najmniej interesujący wyścig wieloetapowy. Po TdF wiem, że Vuelta nie ma szans być bardziej emocjonująca od Wielkiej Pętli. Vuelta traktowana jest nawet przez kolarzy jako wyścig pocieszenia, albo przygotowania do MŚ. Ilu kolarzy traktuje Vueltę jako wyścig docelowy, do którego się specjalnie przygotowuje? W tym roku to był Nibali i przede wszystkim Mosquera. Reszta przyjechała tutaj po ciężkim sezonie - jeździli na wiosnę, a niektórzy dodatkowo jeszcze we Francji w lipcu. Wiadomo, że też chcieli powalczyć, ale ciężko o to będąc zmęczonym i nie szykując się do wyścigu specjalnie.

Strasznie się rozpisałem, ale jeszcze krótkie podsumowanie :wink: - nie wiem jakie cuda musiałyby się dziać na Giro i Vuelcie, a jak słaby być TdF, żebym uznał wyższość tych wyścigów. Mimo, że trasa jest najprostsza to emocje największe są właśnie we Francji. Przynajmniej dla mnie. I nie chodzi o emocje związane z całą masą ataków i zwrotów wydarzeń, które są większe na innych wyścigach. Chodzi mi o otoczkę związaną z tym wyścigiem. Czuć, że to najbardziej prestiżowy i najważniejszy wyścig sezonu. Każdy kolarz chce pokazać się światu z jak najlepszej strony. Nawet sami kolarze podkreślają, że takiej atmosfery nie czuje się na żadnym innym wyścigu na świecie, a to chyba najważniejsze.

Moi zdaniem nie zabija, bo każdy wyścig ma swoją własną specyfikę. Fajnie, że na każdym tourze jest inna obsada, bo przy ciągłym czarowaniu Contadora i Schlecka chyba bym zapadał w głęboki sen.
Wielka Pętla to straszna komercha, milej się ogląda Giro, czy Bueltę, gdzie rzadko kiedy jest czarowanie, kolarze spinają poślady i nie kalkują. Im więcej wyścigów oglądam, im bardziej znam się na kolarstwie, tym bardziej utwierdzam się w owym przekonaniu. Chociaż TdF swoje argumenty, przemawiające za nim.

Ja osobiście stawiam sobie TDF za nr 2 w sezonie najbardziej lubie MŚ jest to jeden dzien walki najlepszych kolarzy na swiecie gdzie nie ma kalkulacji i wygrywa najlepszy.

Powiem tak

Menchow pewno jako zwyciensca Vuelt i Giro ma lekko mniejszą pensje niż młody Andy za II miejsce W Tourze.

Tompoz

moim zdaniem plaskie etapy na Vuelcie duzo ciekawsze niz we Francji. Farrar w koncu mial okazje nawiazac walke z Cavendishem, a przeciez Brytyjczyka ograli jeszcze Petacchi i Hutarowicz. w dodatku nie bylo kraks, ktore moim skromnym zdaniem, nie dodaja wyscigowi uroku.
co do gorskich etapow to zgadzam sie, ze na TdF bylem bardziej wkrecony (a moze wlasnie nie ze wzgledu na obsade czy magie wyscigu, ale najzwyczajniej w swiecie dlatego, ze bylo ich malo?), ale… Finał Vuelty jednak fantastyczny. No i przyznam tez, ze kontuzja Antona mnie troche zniechecila do wyscigu.
Vuelta podobała mi sie tez ze wzgledu na klase posiadaczy koszulki najlepszego gorala i najlepiej punktujacego zawodnika.

Giro. Deitalizacja tego wyscigu mi w ogole nie przeszkadza. Piszesz o goralach, ale warto zauwazyc, ze Wlosi nie maja tez sprintera pokroju Cipolliniego, Petacchiego, czy Bontempiego, ktory by dominowal wyscig.

zgadzam sie oczywiscie, ze TdF 2010 byl duzo ciekawszy od 2 poprzednich edycji. Glownie dzieki brukom i temu, ze Contador mial slaba ekipe (w sensie dyrektora, ktorego 10 lat nie bylo w kolarstwie i na pewno nie jest taka osobowoscia jak Riis czy Bruyneel). Dlatego pozostaje niedosyt, ze jednak Hiszpan wygrał, a w przyszlym roku juz go z nimi nie bedzie.

Ale Giro 2010 to wg mnie wielkotourowe show dekady, albo przynajmniej podium. Obiektywnie patrzac, przesadzili nieco z trudnoscia trasy i mala liczba kilometrow jazdy na czas. Subiektywnie- niesamowita frajda. Wlasciwie cala pierwsza “8” to kolarze, ktorzy byli wielkimi postaciami tego wyscigu, ktorzy ugrali tez cos dla siebie w trakcie tych trzytygodniowych zmagan.
Etap do Montalcino. Zobaczymy jeszcze jak MS, ale przypuszczam, ze to bedzie moj dzien roku.

Adriano, swoim postem zaświadczasz, że Tour zabija kolarstwo. Piszesz, że nie ważne jak nudny będzie ten Tour, to i tak będzie ciekawszy od najbardziej pasjonującego Giro czy Vuelty. I to tylko dlatego, że tak chcą media, tradycja itd. Czyli tak, bo tak, a nie dlatego, że po prostu dzieje się na nim znacznie ciekawiej.

a jak dla mnie najciekawsze jest Giro. Jest najtrudniejsze pod względem trasy, widoki są porównywalne z Francją i raczej nie ma dominacji :slight_smile: