Ostatnio z powodu tymczasowego bana miałem małą przerwę, dzięki której miałem okazję trochę spokojniej przemyśleć parę spraw o których zresztą wiele razy pisałem. By nie zaśmiecać różnych tematów, tworzę nowy w którym spróbuję bardziej uporządkowanie opisać co o tym wszystkim myślę.
Przede wszystkim uważam że ostatni TdF powinien zmienić sposób postrzegania kolarstwa. Niestety. Jak się okazuje od dawnych czasów nic się nie zmieniło. Chyba że na gorsze. A miałem taką nadzieję że jest inaczej. Kiedy kilka lat temu wsiąknąłem w ten sport wydawało się że to jest to. Awangarda walki z dopingiem, kolarze, którzy pragną czystego sportu. Bardzo fajnie oglądało mi się wyścigi. Fajnie było wrócić do dyscypliny, której oglądanie porzuciłem za czasów Induraina i Jaskuły. Pamiętam do dzisiaj jak kumpel, który tym bardziej się interesował tłumaczył mi że Indurain musi coś wciągać gdyż jest za ciężki na górala. Pamiętam Romingera, którzy kojarzył mi się z czystą chemią. Pamiętam A. Olano, który nagle wygrał MŚ a Indurain był niezadowolony. Jakby wszystko było ustawione pod niego, włącznie z chemią (także dla kumpli z drużyny) i właśnie to nie on, Indurain z powodu pecha z tego skorzystał a ktoś inny. No i wreszcie pamiętam opowieści jak to Jaskuła, pomocnik, dzięki szczęśliwemu trafowi dostał szansę liderowania na TdF oraz … chemię odpowiednią dla lidera. Chemię do której normalnie dostępu nie miał.
Wszystkie te rzeczy złożyły się dla mnie na jasny obraz:
To dopingowy cyrk, ustawki gdzie swoi dostają lepsze prochy i wygrywają. Oglądać tego sensu nie było. Więc przestałem. Erę Armstronga znam z wyrywkowych przekazów medialnych. Nie musiałem się tym przejmować.
Ale tak się złożyło że pojawił się Kwiatek, Majka a ja zawsze lubiłem ten sport. No więc wróciłem. Zwłaszcza że podobno miało być czysto po tym całym syfie. Paszporty biologiczne itd.
Wróciłem ale wątpliwości nie zniknęły. Wystarczyło zobaczyć pociąg Sky, siłę ich pomocników. Potem Kwiatka jak fruwa po górach. Były też inne rzeczy. Np. niesamowity rajd Contadora w T-A. Po tym jak został zmotywowany przez Tinkowa. Jazda Nibalego motywowanego przez … Winokurowa, którego Astana zresztą zdecydowanie nie wyglądała na czystą. Z Nibalim, którym nagle odżywa, dostaje niesamowitego powera na Giro by wygrać przegrany wyścig. A zwycięzca na mecie zamiast radośnie świętować triumf swojej żelaznej woli nad ciałem zaczyna płakać jakby coś przeskrobał.
Itp. (heh, pamiętacie jak Chris Horner zgarniał Vueltę?.. )
Tak, to narastało. Aż wreszcie pękło. Wraz Salbutamolem Frooma. Gdzie wszystko dostaliśmy wyłożone na dłoni. Dzisiaj wiemy z pewnością że sprawa miała zostać zamieciona pod dywan, a kluczową rolę w tej operacji miał odegrać zarząd UCI.
Froome i Sky nie zrobili NIC do czasu wyjścia na jaw pozytywnego wyniku. Zamiast tego szczerzyli zęby na myśl o tym jak wygrają Giro po tym jak zgarnęli wcześniej TdF i Vueltę.
Potem była jedynie kontynuacja cyrku. Z idiotycznymi wyjaśnieniami i nagłą decyzją WADY tuż przed TdF.
Gówno się wylało ale mi uświadomiło przede wszystkim jedną rzecz: UKŁAD. Coś co musi tam istnieć bo nie da się inaczej wyjaśnić tego że wszyscy przeszli do porządku dziennego nad sprawą Frooma. Siły działające w tym układzie muszą być naprawdę mocne. Dlaczego nie zaprotestował Movistar, który od dawna próbuje wygrać TdF ale taki właśnie chemiczny Froomik na to nie pozwala? Dlaczego nie zaprotestuje Nibali, który powinien być zwycięzcą Vuelty? Itd. Jak zrozumieć że te zespoły, kolarze niby walczą, chcą wygrać a kiedy okazuje się że ich przeciwnik oszukuje pokornie to przyjmują? Co ja mam o tym myśleć?
Tylko chyba to że po pierwsze oni wszyscy są umoczeni, mają też haki na siebie, oraz że takie wpadki bywają i są załatwiane w rodzinie.
A po drugie że tak naprawdę kolarstwo jest jak F1. Tam też są tylko 3 zespoły, które mogą wygrywać (ze względu na technologię) i wcale nie przeszkadza to innym uczestniczyć w tym cyrku.
Tylko że jest to naprawdę smutne.
Nie tylko smutne ale i żałosne podczas ostatniego widowiska zwanego TdF. Gdzie nie tylko mamy powrót do przeszłości. Czasowców gromiących górali w górach. Pomocników (Kwiatka) zrywającego liderów innych ekip a nawet takiego Bernala ze swojej ekipy. Mamy coś więcej.
Mamy ludzi, którzy zaczęli wiosną i kontynuują do TdF czego nie robił nawet Armstrong. Mamy Frooma i Dumoulina, którzy brylują na Giro i TdF jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby to było normalne. Mamy Thomasa, który powinien mieć zwycięstwo w T-A, wygrał na luzie w Delfinacie, a w TdF? Był tak naprawdę jak Armstrong. Tylko biedak musiał czekać co tam Chris zrobi. Ale jak tylko okazywało się że jego kumpel nic nie zrobi to skakał do przodu jak prawdziwa górska kozica przy czym nie przeszkodziło mu to by prawie wygrać zamykającą czasówkę kiedy ewidentnie zwolnił bojąc się by na ostatnich kilometrach nie zadziałał jego słynny pech.
Był Thomas i długo nic. A przecież… To tylko były torowiec… Bez większych sukcesów na szosie.
Z brytyjskiej szkoły kolarskiej. Która jest tym samy co drużyna Sky. Ta sama siedziba, sponsorzy i ludzie.
Ok. Nie chce mi się tego kontynuować bo sprawa jest dla mnie oczywista. Lepiej przejść do wniosków. A te są takie że kolarstwo to szambo. Zbliżające się szybko do F1. Mamy zespoły lepsze (jak np. Sky i QS) i resztę. Niektórzy są pogodzeni z tym że ich rolą jest tło i pojedyncze zwycięstwa (szczęśliwie wyścigów jest cała masa) a inni będą próbować dołączyć do elity. Ale mogą to zrobić tylko w ramach UKŁADU. Gdzie jak w mafii rządzi kasa, chemia, zmowa milczenia itd.
Najgorsze jest to że w przeciwieństwie do innych dyscyplin sportu jak np. piłka nożna, doping w kolarstwie jest wszystkim. Tzn. w piłce da ci częściową przewagę. W kolarstwie przewagę decydującą. Jak właśnie mieliśmy okazję oglądać podczas ostatniego TdF.
Nie da się w kolarstwie jak w piłce czy NBA częściowo zalegalizować dopingu. Ponieważ jest kluczowym elementem, gdzie częściowe legalizacje prowadzą do tego co mamy w F1:
MARGINAL GAINS.
Drobne zyski za ogromne pieniądze. Za testy aero, kosztowne części, które w ramach systemu dają zwycięstwo. To samo mamy w kolarstwie: ktoś zainwestował wielkie pieniądze i ma lepszy doping. Doping w ramach systemu. A nawet więcej jak pokazuje sprawa Frooma.
Dopóki będzie przyzwolenie na jakąkolwiek chemię i kolarstwo będzie popularnym, światowym sportem nie zmieni się tego.
Najgorsze zaś będzie to samo co w F1: kreacja zwycięzców. Co z tego że dla mnie Froome, Armstrong, Rominger, Jaskuła, Thomas, Indurain czy Kwiato są takimi samymi zwycięzcami TdF. Czyli żadnymi.
Dla innych jest inaczej. To wielcy kolarze.
Więcej. Dla nich Majka czy Białobłocki są słabi. Nie są materiałem na zwycięzcę. Nie mają tego powera. Nie mają tego talentu. Mogą gdzieś tam wygrać ale zwyczajnie nie dorastają do tych wielkich.
Jak Dumoulin, bracia Yates, itd. Którzy robią systematyczny progres. Nie. Majka gdzieś tam zatrzymał się w rozwoju podczas gdy inni dzięki swojej pracy śmigają w górach. I na czas.
Tak to właśnie wygląda. W F1 Hamilton, Vettel to wielcy mistrzowie. W kolarstwie Froome, Thomas, Dumoulin. Inni są za słabym materiałem. Majka, Quintana czy Landa.
I tyle.
I dlatego chyba sobie muszę zrobić kolejną przerwę. Definitywną. Albo patrzyć na to jak na amerykański Futbol, gdzie jest taki sam Układ, nawet prawnie unormowany. Choć ludzie tego nie kojarzą i wszystko biorą na serio.
No i dodać muszę że nawet odechciało mi się oglądać TdP a zwycięstwa Kwiatka robią na mnie to samo wrażenie co Thomasa. Z czego się tu cieszyć? Naprawdę takie to fajne, jak w F1 dostać najlepszą maszynę i kosić wszystko?