Doping wśród amatorów.

Na pewno wielu z was jeździ w drużynach kolarskich, w większości amatorskich. Interesuje mnie to, czy spotkaliście się z dopingiem w tych grupach. Nie chodzi mi tu o to, że wszyscy biorą, tylko np. czy znaleźliście przez przypadek jakieś środki dopingujące u innych zawodników? Jak to wygląda wśród czołowych ( ale nie tylko) zawodników polskich maratonów, tak szosowych jak i MTB?
Ja do drużyny nie należę, ale słyszałem o szczególnie wielu przypadkach dopingu w juniorach.Usłyszałem także wiele rzeczy na temat dopingu wśród amatorów, nawet walczących o powiedzmy pierwszą 50 na najkrótszych dystansach, żeby zaimponować wśród znajomych. Możecie to potwierdzić? Jeśli tak to już nie wiem, czy ta walka z dopingiem ma jakikolwiek sens…

Witam

Doping w sporcie istniej prawie od samego początku. Nie ma tu znaczenie czy jest to poziom zawodowy czy amatorski. Chodzi o rywalizacje i chęć zwycięstwa za wszelką cenę ze swoim rywalem. Także wiadomo nie od dziś, że wielu ludzi jest słabych i jeżeli widzi sposób żeby mniej się napracować i otrzymać bardzo dobre wyniki to z niego skorzysta.

Pozdrawiam niekoksujących się!!!

Doping w sporcie istniej prawie od samego początku. Nie ma tu znaczenie czy jest to poziom zawodowy czy amatorski. Chodzi o rywalizacje i chęć zwycięstwa za wszelką cenę ze swoim rywalem. Także wiadomo nie od dziś, że wielu ludzi jest słabych i jeżeli widzi sposób żeby mniej się napracować i otrzymać bardzo dobre wyniki to z niego skorzysta.

NIE MA ZGODY to że ktoś bierze doping by mnie pracować

Tompoz

Mój znajomy lekarz u którego sam zaopatrywałem się w środki dopingowe (legalnie rzecz jasna - po nowotworze) opowiedział mi kiedys historię jak to został lekarzem na jakichs mistrzostwach czy też klubowym. Kiedyś kontrolnie zbadał poziom testosteronu u jakichś młodych zawodników i przeraził się wynikami. Jurne buhaje mogłyby startować z nimi w tej konkurencji. doping jest bo po prostu “na trzeźwo” pewnych rzeczy się nie osiagnie a jak wleziesz w srodowisko pijaków to sam najczęściej zostajesz alkoholikiem. Tak to działa. nie chcesz ale musisz bo wylecisz z interesu.

Nie nazywajmy leków-dopingiem a ludzi chorych, którzy używają leków-doperami. EPO, transfuzję krwi itd w kolarstwie, ogólnie w sporcie postrzegane jako grzech piekielny w przypadku ludzi chorych, po ciężkich wypadkach są zyciodajnymi substancjami. Rozróżniajmy codzienne zycie od sportu, tak samo jak motywy zażywania medykamentów. Ktoś pomyśli, ze to pierdoła, ale przez takie myślenie tendencyjne staje sie juz podejrzewane i oskarżanie o celowy doping chorych, którzy amatorsko dla przyjemności i poprawy stanu swojego zdrowia uprawiają sport-zgodnie z zasada “sport jest w stanie zastąpić wiele tabletek, ale żadna tabletka nie jest w stanie zastąpić sportu”.

Słusznie waść prawisz.

W zapale dyskutowania zbyt często zapominamy o definicjach i pryncypiach.
Otóż, za doping w teorii sportu i fizjologii wysiłku uznaje się tylko pozatreningowe metody podnoszenia wydolności, sensu stricte.
Zatem, co już dawno podnosiłem wielokroć, pisząc o dopingu rozróżniajmy proszę DOPING NIEDOZWOLONY przepisami, zasadami, regulaminami. Ta formuła szczególnie odnosi się do wyczynowców i powinniśmy to mieć na względzie.

Dyskutując zaś o amatorach kolarstwa szosowego - chcących trenować i rywalizować w rozmaitych wyścigach (bo wyczynowe uprawianie kolarstwa w klubie nie mającym statusu zawodowego w moim przekonaniu amatorstwem nie jest) wobec faktu, iż doping bardzo często sprowadzający się do przyjmowania rozmaitych medykamentów bez wątpienia służących ratowaniu zdrowia, a niekoniecznie znajdujących się na listach specyfików zabronionych, po prostu uważam, że ZDROWEMU kolarzowi amatorowi NIE PRZYSTOI PRZYJMOWAĆ LEKARSTW TYLKO PO TO, BY POPRAWIAĆ WYDOLNOŚĆ.
Zdrowy kolarz amator przyjmujący farmakologię jest dla mnie jeszcze gorszym koksiarzem aniżeli czyniący to zawodowiec.

To wszystko wygląda tak pięknie i prosto w teorii. W praktyce jest trochę inaczej. Udowodnie to na swoim przykładzie. Tak… przeszedłem tą samą chorobę co Armstrong tyle ze dwa razy. Biorę sterydy. I co? i to że mimo dawkowania jak najbardziej w dozach terapeutycznych mam przewagę nad zdrowym człowiekiem dlatego że mogę sobie zagwarantować stały i nieprzerwany poziom pewnej substancji w organizmie cały czas. 24h. Normalnie w czasie wyscigu kilkutygodniowego organizm słabnie, parametry krwi spadają. Ja mam gwarancje że tak nie bedzie w niektórych kwestiach. Na pewno w zakresie hematokrytu i poziomu testosteronu. Wiem bo badałem. Więc mam przewagę nad resztą czy jej nie mam mimo że nie przekraczam granic fizjologicznych ogólnie przyjetych w medycynie? Uważam to za pytanie retoryczne, Dlatego uważam, ze tylko zdrowi ludzie, nie przyjmujący żadnych medykamentów dających benefity w danej dycyplinie moga ta dyscyplinę uprawiać bez żadnych etycznych zastrzeżeń. Z tej przyczyny uważam też że sprawa astmy w sporcie mimo zapewnień wiadomych środowisk nie jest czysta etycznie zwłaszcza w sportach aerobowych co wyjaśnił już jeden profesor którego nazwiska nie pomnę niestety. Zawodnik przyjmujący środki astmatyczne już na starcie ma maksymalną mozliwosć przyswajania tlenu. Zawodnik który nie stosuje takowych tą zdolnosc osiąga dopiero gdzieś po kilku minutach. Nie wiem jak procentowo przekąłda sie to na wynik ale etycznie dla mnie jest to oczywiste - to jest dla mnie nieuczciwe.
Sport zawodowy nie jest dla wszystkich. Koszykówka w wydaniu NBA nie jest sportem dla ludzi “metr pińdziesiunt” w kapeluszu (zawsze można zostać dżokejem) a pływanie na poziomie mistrzowskim nie jest dla człowieka któremu urwało obie nogi. Kolarstwo gdzie rywalizuje się o nagrody nie jest również dla mnie i nigdy nie płakałem z tego powodu mimo że być może kiedyś dawno temu chodziła mi po głowie taka myśl. Trzeba się z tym pogodzić i już a te wszystkie regulacje próbujące pozornie wyrównywac szanse są po prostu niepotrzebne bo równie dobrze moglibyśmy postawić na starcie sprintu 100m kolesia cierpiącego na chorobliwą otyłość i dac mu gratis 40 sekund bonifikaty z racji jego choroby nie wynikającej przecież z lenistwa. Wygrałby z Boltem ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
Sprawa stosowania dopingu przez amatorów jest wyjątkowo obrzydliwa. Wykorzystuje się w ten sposób fakt że organizatorów nie stać ani finansowo ani organizacyjnie na zorganizowanie medycznej opieki co uważam (doping w tej sytuacji) za zwyczajne sqrwysyństwo. I ja w ten sposób nazwę to co lucjan eufemistycznie określił słowami “nie przystoi”.
A jak chodzi o kwestie nazewnictwa tych środków to ja jako osoba chora mam inny stosunek do tych leków niż zdrowi ludzie - zwiazani ze sportem zwłaszcza. Dla mnie to jak produkt spożywczy. Zwyczajna codzienność która nie jest ani niczym dziwnym ani nienormalnym. Czasami sobie z tego wszystkiego zartuję i nazywam te środki dopingiem i tyle. Po drugiej stronie są ludzie dla których niewielkie pudełeczko jest demonem, demiurgiem mistrzów, diabolicznym płynem wyklętym przez miedzynarodową społeczność. Czymś brudnym z jednej strony a z drugiej przyczyną dziwnego błysku w oczach i niezdrowej fascynacji. Śmieje się z tego po prostu. Lek jak każdy inny