Ja po mieście nie jeżdżę, bo mój Wieluń to małe miasteczko 30 tys. miasteczko (no, czasem się bójnę przez centrum, ale to wieczorem, jak nic już nie jeździ ) A teraz to, co mnie spotkało:
Jadę do drogi wyjazdowej (zresztą rzadko tam jeżdżę) i na skrzyżowaniu jest parę pasów (prosto, prosto i w prawo itd.) ja muszę jechać prosto. Obracam się, za mną jakieś 500 metrów zwalnia jakiś suw BMW, to ja sobie spokojnie myc za poprzedającego mnie poldka i staje. Podjeżdża do mnie to BMW i koleś (łysy ABS) zaczyna na mnie trąbić. Zdziwiony obracam się i patrzę z wyrzutem, na co koleś zaczyna mnie “najeżdżać”. Wziąłem rower i w ostatniej chwili szedłem na pas obok (całe szczęście, że miałem gdzie). Koleś odkręcił szybę i już chciał coś do mnie krzyczeć, ale zmieniło się światło i na niego “najeżdżali” i trąbili… Gdybym miał wtedy ze sobą telefon, od razu dzwoniłbym na policję, że jakiś frajer chce mnie najechać. W rowerze mam zamontowane małe odblaski, mam przy sobie kartę rowerową z legitką, więc nie miałbym się czego obawiać.
Pan Tirolot, który ustąpił miejsca koledze Tirolotowi, wyprzedzającemu na trzeciego, zepchnął mnie do rowu. Miłe OTB Znów, szczęście, że nie spał tam jakiś obywatel i nie zostawił po sobie jakichś butlek, tulipanów etc. Wszystko 4 km od domu…
Jechałem wtedy na mamy rowerze, bo miałem szybko skoczyć do marketu, po jakieś tam rzeczy, a rower mamy ma koszyk, więc łatwiej się takie rzeczy wozi… Jadę sobie drogą, która na odcinku 700 metrów ma może z 3 metry przewyższenia, ale zawsze z górki, więc człowiek jedzie szybciej. Jechałem jakieś 35 km/h (na “turystycznym-góralu”) przede mną puste rondo, z boków i naprzeciwka również nic nie jedzie. Przede mną jedynie pani blondi we fieście… hamuje z piskiem i zjeżdża do krawędzi, ja nie wyrabiam z chamowaniem i łup w jej bagażnik. Z racji słusznego wzrostu (194 cm) wylądowałem niemalże na dachu, a żebrami przywaliłem w “kant” pomiędzy dachem a klapą. Pani wyskakuje i się drze, że jeżdże jak idiota. A ja próbuje złapać oddech i stoję zgjęty w pół. Ja nadal stoje i się duszę, a ona sobie zaczyna autko oglądać (które miało fajny wgniot od klamki ). W końcu złapałem ten oddech, i jej powiedziałem, że nie chamuje się w ten spoósb, i że to ona zajechała mi drogę, oraz że jak zadzwoni na policję, to mogę jeszcze powiedzieć, że nie udzieliła mi pomocy, gdy się dusiłem, tylko oglądała auto. Babka, zaczęła mnie przepraszać, że nie widziała [jasne ] i w ogóle, czy może mi to jakoś zadość uczynić… Powiedziałem, żeby odjechała bo ruch blokuje, a ja sobie poradzę…
Reszta arsenału miłych i kochanych kierowców, również mnie spotkała.
Tragedia jest w tej Polsce z tymi panami w konserwach, którzy na rower, to wsiadają jak trzeba szybko skoczyć po pół litra, a się już piło…