Kim był dla nas Marco Pantani ?

Pantani byl wielki i tyle.
Jak ktos twierdzi, ze mial slaba psychike to bym z tym dyskutowal, roznie w zyciu sie uklada…najwazniejsze, zeby zawsze byl ktos kto poda lape i zauwazy, jezeli dzieje sie cos niedobrego.

A przykladow dot. idoli tez sportowych, ktorzy odeszli za wczesnie jest sporo i nie trzeba koniecznie siegac daleko… poki jest spoko, kazdy klepie po ramieniu, ale jak jest gorzej i potrzeba wsparcia, wtedy najczesciej juz nie jest kolorowo.

Akurat za przyklad nasuwa mi sie tutaj E. Jancarz (Gorzowianie i fani zuzla dobrze wiedza o co chodzi - jeden z najwybitniejszych zuzlowcow w historii Polski, znany tez na swiecie) - “stoczyl sie” po zakonczeniu kariery i kazdy mial go w d…, podobnie tez duzo duzo za wczesnie skonczyl swoje zycie (pare lat temu) Rafal Kurmanski - mlody swietnie rozwijajcy sie, odnoszacy sukcesy, opanowany na torze zuzlowiec, po ktorym nikt by sie tego nie spodziewal (www.kurmanski.pl)…

to w sumie nie jest temat o żużlowcach, ale najlepszym przykładem problemów “ze sobą” jest Robert Dados, jeśli idzie o żużel of course.

wiem, sorry za male OT.

Strasznie dołujący ten fragment. Szkoda, że Marco tak skończył.

co można jeszcze dodac… walczył i przegrał… Smutne ludzkie życie, nie powinnismy o tym zapominac. Nie wiedziałem że przyjaznił sie z Jose Maria Chimenezem… Dwóch wielkich górali, wrazliwi ludzie nie radzący sobie z rzeczywistością. Ta walka jest trudniejsza niz na szosie…
Gdy byłem młody miałem problemy z dragami, ale wygrałem… odkryłem rower i zyje dalej… i mam inne problemy - ta walka z losem nigdy sie nie skończy… to miłe że pamietamy o takich kolarzach jak Marco cy Chose Maria Jimenez, ja nie zapomnę…

Wielki kolarz, wyśmienity góral, ale także i słaby człowiek, nie radzący sobie z trudami życia. Mimo to nie postrzegam go przez pryzmat jego życia prywatnego. Dla mnie liczy sie to co pokazywał na wyścigach i dlatego jest jednym z moich ulubionych kolarzy (tak jak i wspomniany wcześniej J. M. Jimenez).

fondazionemarcopantani.it/ - ten animowany filmik-intro po prostu rozwala mnie.

“Ultimo chilometro…”

Dzieki za tlumaczenie.

Pantani wielkim kolarzem byl, jego jazde o gorach w Giro zapamietam na dlugo. Chodzi wlasnie o to ze nie udzwignal wlasnej wielkosci, nagle zaczal byc slawny i bogaty i jak to sie skonczylo wiemy. Kazdy nalogowiec ma w ktoryms miejscu slaba psychike, ale kto nigdy nie wychodzil z nalogu nie wie ile o kosztuje, to nie jest rzucic z dnia na dzien, czasem to wogole niemozliwe. Czesc Jego pamieci.

Dzień dobry! Jako, że to właśnie ja zaproponowałem ten temat na szanownym forum, chciałbym również ustosunkować się do tej postaci. Pojawiła się ona w mojej świadomości, tak na dobre w 1994 roku. Już wtedy prasa pisała o nim bardzo dużo, że oto pojawił się nowy wspaniały wspinacz, mający wkrótce przyćmić legendy formatu: Charly Gaul czy Federico Bahamontes. Ten medialny szum spowodował a właściwie zmusił mnie nawet do zakupu zestawu do odbioru TV Sat, który umożliwił mi oglądanie zmagań największych kolarzy tamtego okresu, oczywiście z Marco Pantanim na czele. I tak od połowy lat 90-tych bardzo uważnie obserwowałem tego nietuzinkowego kolarza. Widziałem jego zwycięstwa, widziałem jego wielkie tryumfy, widziałem tez jego sportowe(i nie tylko) porażki i dramaty. Nikt tak jak on nie potrafił zaatakować w górach. Gdy Marco Pantani zaczynał “jechać podjazd” peletonem zawsze targał niepokój. Nieszablonowy styl jazdy, polegający na na stałym szarpaniu tempa i ponawianiu ataków, jego bezkompromisowa chęć do jechania jako pierwszy na szczyt, musiała robić na każdym wrażenie. Sposób zjeżdżania z góry, czy to w pogodę, czy niepogodę działał na wyobraźnię i zjednywał mu ciągle nowe rzesze fanatycznych kibiców. Widziałem też i pamiętam pewien majowy poranek 1999 roku. Przed startem do przedoostatniego etapu Giro podano wiadomość o podwyższonym hematokrycie i o tym, że po prostu Marco Pantani jest na dopingu. To chyba wtedy już go zabito. Próbował wrócić, ale to już nie było to. Pantani się wypalał, gasł jako człowiek, ale rosła jeszcze bardziej jego legenda. Dzisiaj, gdy patrzymy na zmagania kolarzy na trasie mojego ukochanego Giro, widzimy jak brakuje Marco. Dzisiejsza jazda peletonu w żadnym wypadku, nie przypomina szaleńczej, ale jakże widowiskowej jazdy małego, łysego kolarza z Cesenatico. Marco Pantani nigdy nie grymasił na warunki atmosferyczne, zrzucał z głowy swoją słynną bandamkę i mknął, niczym opętany na Passo Pordoi, Passo Di Gavia, Mortirolo, Alpe d’Huez, Morzine i karkołomnym zjazdem, np. z Tourmalet, pojawiał się na mecie w geście zwycięstwa.
Pamiętajmy o nich i kochajmy takich kolarzy. Oni tworzyli legendę i mistykę kolarstwa. Niektórzy tak szybko odchodzą…

Wiele rzeczy zostalo tu juz powiedzianych ale mysle ze brakuje jednego prostego spostrzezenia ktore zupelnie odmienia obraz Marco Pantaniego i jego zycia. Marco Pantani byl po prostu chory. Chorowal na depresje. Nie trzeba byc specjalista w dziedzinie psychiatrii ale byc moze trzeba przejsc podobne pieklo zeby to zauwazyc. Wszystko widac, widac golym okiem. Ksiazka o Pantanim to kolejny dobitny dowod potwierdzajacy ta smutna teze. Mimo ze zyjemy w XXI wieku a ludzie na depresje chorowali od zawsze i mimo tego ze teraz poswieca sie temu tematowi tak duzo uwagi w mediach nadal mamy problem z nazwaniem tego zjawiska po imieniu. Duzo sie mowilo o tym ze to media zniszczyly Marco, ze to narkotyki… Wszystko to to swoista półprawda. Prawda jest taka ze Pantani chorowal od dziecka po prostu urodzil sie chory jak wiekszosc ludzi ktorzy cierpia na ta sama przypadlosc. Depresja to nie sezonowa obnizka nastroju czy nawet rozdzierajacy bol po stracie kogos bliskiego. Depresja to choroba. To choroba na smutek. Ciagly uporczywie bez zadnej przyczyny powracajacy smutek. Wiekszosc ludzi nie zdaje sobie sprawy jak straszna i powazna to choroba. Depresja to rak ktory niszczy nasz umysl nasza osobowosc zzera od srodka. I o tym jest ta ksiazka o Marco Pantanim to wlasnie zostalo w niej opisane i to wcale nie miedzy wierszami tylko my wciaz mamy problem zeby to nazwac. Il Pirata uciekl w sport w kolarstwo bo tak wlasnie robia ludzie chorzy chca uciec i zapomniec o tym smutku i bolu ktory pojawia sie niemalze kazdego dnia. W ten sposob udawalo mu sie przez pare lat zdusic w sobie ten problem zepchnac go na dalszy plan. Ale kiedy skonczylo sie kolarstwo problem powrocil i to niestety z takim natezeniem z jakim nie pojawil sie nigdy wczesniej. Marco Pantani popelnil samobojstwo bo ludzie chorzy na depresje najczesciej popelniaja samobojstwo. Doping? Chcac uprawiac kolarstwo musisz brac takie sa realia i nikt z nimi nie walczy wszyscy tylko udaja ze jest inaczej. Najbardziej przerazajace w tej ksiazce jest to ze Marco nie otrzymal dostatecznego wsparcia ani od rodziny ani od przyjaciol ale przede wszystkim od lekarzy ktorzy biora pieniadze (nie male) ale niewiele robia.
Marco Pantani nie byl czlowiekiem slabym, nie byl narkomanem, nie zniszczyl go doping. On byl chory.

Jakiś czas temu w tym wątku napisałem o słabej psychice, przyjaciołach itp., więc nie będę się powtarzał.
Ale zwracam uwagę, że narkomania to też choroba, a moim zdaniem największym problemem Pantaniego były właśnie narkotyki a nie doping. Samobójstwo (choć nie wiem, czy to własnie jest ostatecznie ustaloną przyczyną jego śmierci?) było w jakiejś mierze konsekwencją “pustego” życia. Facet się staczał, a ludziom wokół niego było to obojętne.
Z drugiej strony daleki jestem od obwiniania innych za jego śmierć. Znam przypadki ludzi, którzy bardzo wiele wysiłku wkładają w to, aby nie pozwolić sobie pomóc.
Tak czy inaczej, był Pantani postacią tragiczną.

tak depresja to okropna choroba, poznałem ją na własnej skurze, dopiero po 3 latach zaczełem normalnie funkcjonować ( w znacznym stopniu pomogło mi w tym kolarstwo-oczywiście uprawiane amatorsko-rekreacyjnie chociaz z wyczynem tez miałem doczynienia). Mam jeszcze nawroty tej choroby w postaci natręctw, ale walcze z tym.

To jest nas dwoch :wink: Mi tez kolarstwo bardzo pomoglo ale najbardziej pomoga mi kiedy mam swiadomosc swojego problemu ale o nim nie mysle a tym bardziej nie mowie. Doszedlem do tego po latach. Kiedy rozpowiada sie na lewo i prawo o swoich mentalnych uposledzeniach po pewnym czasie ludzie zaczynaja patrzec na ciebie conajmniej dziwnie :wink: Ale to kwestia indywidualna. Kazdemu co innego pomaga.

[size=75][ Dodano: Nie 28 Maj, 2006 17:11 ][/size]

Narkotyki nie byly u Marco problemem samym w sobie byly nastepstwem innego problemu o ktorym wspomnialem i ktory moim zdaniem wystepowal u Pirata. To samo tyczy sie “pustego zycia” i “slabej psychiki”. Rzeczywiscie rodzine Pantaniego obwinilem troche na wyrost. Fakt ze nie mieli oni żadnej wiedzy jak z Marco postepowac i jak mu pomoc. Stad robili to dosc nieudolnie. Chyba nikt nie umiescilby opisu postepowania z Pantanim w podreczniku psychologii w rozdziale “jak pomoc cierpiacemu na depresje”. Takiej wiedzy powinien udzielic im specjalista - lekarz psychiatra ktory wzial kabone ale niewiele zrobil. Nie ma ludzi ktorzy robia wszystko zeby im nie pomoc. Znaczy to tylko tyle ze nie otrzymuja oni takiej pomocy jakiej rzeczywiscie potrzebuja. Kazdy potrzebuje innej i tak naprawde sztuka jest komus pomoc. Tej “sztuki” powinien uczyc kto? Psychiatra ktory nazwal Pantaniego kokainista i nie zrobil NIC. Widzialem nie jednego takiego lekarza. Rozumiem dlaczego Pantani bez przerwy powtarzal “żaden lekarz mi nie pomógł” bo to jest prawda. Pomoc psychiatryczna to jedna wielka fikcja, jak widac nie tylko w naszym kraju. Jesli lekarz nie umie trafic do pacjenta to jest to problem lekarza ale wtedy lekarzem sie nie zostaje.
P.S: Sa dobrzy lekarze psychiatrzy ale jest ich mniejszosc a problem rzeczywiscie istnieje i jest powazny.

[size=75][ Dodano: Pon 29 Maj, 2006 00:49 ][/size]
Jose Maria Jimenez tez cierpial na depresje. To samo prawdopodobnie dotyczy Roberta Dadosa. Nie jestem lekarzem zeby stawiac diagnozy ale objawy wszedzie sa te same. O ile dobrze pamietam w przypadku Dadosa probowano szukac roznych dziwnych wyjasnien mowiono chyba cos o tym ze zostawila go dziewczyna (narzeczona?)?? i jeszcze pare innych. Czy gdzies pojawila sie taka wlasnie opinia na temat Marco Pantaniego? Jesli nie, jest to dziwne. Wydaje mi sie za taka wlasnie jest cala prawda o “wiecznie smutnym” Marco Pantanim. Albo mamy tu do czynienia z niewiedza albo ze zwykla ignorancja albo po prostu z proba stworzenia legendy. Bo tam gdzie wszystko owiane jest tajemnica tworza sie legendy. Niech bedzie i tak pod warunkiem ze jest to OK wzgledem samego Il Pirata.

Pantani - wielki kolarz !!
Ostatni, który zdolał ustrzelić dublet Giro d’Italia - Tour de France i za to należy się wielki szacunek…
Spoczywaj w pokoju… [*]

Pantani byl bardzo dobrym goralem.
A przy okazji wspomnienia o Pantanim przypomina mi sie wielki polski kolarz, ktory jednak zmarl przedwczesnie i wiekszych sukcesow poza MS amatorow osiagnac nei zdazyl.
Mial byc wspanialym goralem.
Achim Halupczok - jesli Jaskula byl 3 w TdF, Baranowski o 10 w wielkich tourach sie ocieral, to Halupczok mogl walczyc o zwyciestwa.
Sorry za rozmycie - to na zasadzie skojarzenia - mocny w gorach, mlodo umarl

Ja wlasnie czytam sobie ksiazke “Man on the Run” i musze powiedziec, ze jestem pod wrazeniem uporu i determinacji Pantaniego w dążeniu do zawodowstwa a potem sukcesów na tej arenie. Dla wielu mógł sie wydawac arogancji ale dla mnie był po prostu pewny siebie, zawsze waleczny, atakujacy przeciwnikow bez opamietania (czasami przez zle wyliczanie sil przegrywal wyscigi ale jakze mila dla oka byla jego jazda).

ja mysle ze marco pantani był jednym z 5 najlepiej jezdzącym po górach kolarzem w histori

Dla mnie Pirat to idol. Nie będę pisał o tym jak efektownie i efektywnie jeździł po góach. Podziwiam go za to, ale także za to jak potrafił zjeżdżać (często płacił za to ciężkimi wypadkami). Dzięki niemu przeżyłem cudowne chwile jako kibic kolarstwa. Pamiętam jak dziś rok 1998 i deszczowy etap Tour de France. Krzyczałem z radości tak głośno, że sąsiadka z góry zapytała się:

  • Na którym kanale grają nasi i w co??

Pamiętam gdy zamarzłem bez ruchu gdy Pantani zatrzymał się na przełęczy aby ubrać pelerynke i pomknąć w dół jak wariat. To dzięki niemu (lub przez niego:)) głowe gole co dwa tygodnie a w lato pedałuje w bandance.

W którymś z postów przeczytałem ze dyskfalifikacja w 1999 z Giro zabiła go. Zgadzam się z tym. Nie widziałem w tedy tego, byłem zagranicą i dowiedziałem się o tym po telefonie rodziców. Nie wierzyłem. Marco chyba też nie. Zdjęcie gdy jest wyprowadzany w kajdankach przez carabinieri zabiło mnie. Zawsze wierzyłem, że się odbuduje, że wróci, choć częste informacje o wypadkach samochodowych i innych “przygodach” czytałem z ciężkim sercem.

Ostatnie kolarskie chwile z Marco Pantanim też wspominam cudownie. Chyba każdy z nas pamięta tą walke z Armstrongiem na Mount Ventoux. Marco wiedział, że nie odskoczy Lancowi, ale robił to co najlepiej potrafił, atakował. Nigdy nie wybaczyłem Lancowi, faktu, że jeśli nawet dał wygrać Marco to mówił o tym głośno. I druga wygrana etapowa w 2000 na etapie do Courchevel, gdzie na ostatnich metrach koła próbował utrzymac przebieraniec w koszulce KELME. Drugi na tym etapie był przujaciel Pantaniego José Maria Jimenez. Kto wtedy pomyśłał, że już w nieodoległej przyszłości oboje nie bedą nawet cieniem ludzi których wszyscy widzieli na tym etapie. Nikomu nawet nie przeszło przez myśl bo i dlaczego miało by przejść, że oboje tak się załamią i 4 lata później będą pedałować po etapach wyznaczonych w niebie.

Zawsze myślałem, że mój idol pozbiera się, ale walentynki 2004 roku ostatecznie mnie uswiadomiły. Od 2 lat 14 lutego nie jest dla mnie radosnym dniem (na nieszczęscie mojej dziewczyny), a plakat Pirata w żółtej koszulce nadal wisi na ścianie i zawsze będzie tam wisiał. Wierze, że gdyby nie wydarzenia z Giro 1999 Marco nadal by pedałował na trasach kolarskich. Marco zawsze miał swój świat. Często nawet przed etapami był cichy i zadumiony. To co się wydarzyło 1999 roku pchneło go w przepaść. Próbował walczyć. Czasem nawet mu się udawało, ale ostatecznie musiał przegrać. Był za słaby. Był sam.

Mnie kolarstwem zaraził dziadek, który opowiadał o wielkich, których pamiętał Rubic, Bartali, Coppi, Anquetil, Merckx, Poulidor, Koblet, a w TV podziwiał Inuraina. Ja wnukom będę opowiadał o wielkim Marco Pantanim :exclamation: :exclamation:

To powinieneś tez zmienić trochę nick bo jak pewnie wiesz Pantani nie bardzo lubił tą ksywkę “Elevantino”. Szczególnie, że Lance tak go nazywał podczas tamtego Touru i Marco w końcówce swojego życia wspominał, że wróci na Tour i go wygra, żeby Amerykaninowi za to utrzeć nosa.

Co do samej postaci Marco to już powiedziano tutaj idealnie - wielki kolarz/góral, ale niestety słaby człowiek.

My tu gadu-gadu a Procycling podaje że już na wiosnę we Włoskiej tv będzie film o tym niesamowitym góralu-chętnie zobaczę :stuck_out_tongue:

O ile przetlumacza go na angielski… no chyba, że włoski potrafisz wtedy masz luz :slight_smile: