Kolarska mitologia

Na założenie takiego tematu nachodziło mnie dość często, szczególnie w okolicach TdP.

Chodzi mi mianowicie o coś w rodzaju kolarskich “legend i mitów” pokroju Ściany BukoVina, świątyni sprintu w Katowicach itp. Czyli historii lansowanych na siłę w celu stworzenia wokół nich wyjątkowej rangi, mimo że zazwyczaj na nią niezbyt zasługują.
Pewnie znacie więcej takich przykładów z krajowego jak i zagranicznego podwórka.

Zastanawiam się na ile jest to zjawisko pozytywne i długofalowo wpływa na rozwój kolarstwa, jego popularyzację i dobry wizerunek w szczególności wśród “niedzielnych kibiców” a na ile jest tylko nic nie wnoszącą medialną gadaniną, z której znawcy tematu (jak użytkownicy tego forum) mają ubaw.

Porównuję polskie podwórko do Holandii (w której mieszkam) i do Belgii (czyli co by nie mówić światowej stolicy Kolarstwa, w której co jakiś czas bywam) i zastanwiam się co robić i jak popularyzować ten sport, tak aby zyskiwał on na popularności. Wiadomo że wyniki to jedno ale działania propagandowe to drugie.

Wiele osób naśmiewa się z wyżej wymienionej Bukowiny ale czym np jest kultowy Cauberg- hopką z 60m przewyższenia. Keutenberg- 100m zapieku a potem luz. Bergi znane z Flandrii? Hopki takie jakich setki i tysiące w Polsce.
Pytanie co wykreowało je na miejsca kolarskiego kultu.
Czy to tylko historia i lata tradycji, czy też ludzie (tacy jak np Lang w Polsce) którzy uczynili z nich miejsca w stylu “MUST BE” dla fanów kolarstwa.

Przerabialiśmy już przy innych okazjach :wink: Nachalny marketing swoje robi, ale siła prawdziwej tradycji to inna bajka. Prawdziwy miłośnik kolarstwa odrózni jedno od drugiego i od razu wyłapie fałsz. Rzecz w tym, że mainstreamowe media nie są kierowane do fanów. którzy stanowią ułamek populacji teleoglądaczy.
A za 50 lat Ściana Bukovina może nabrać “patyny” i być kultowym miejscem. Nikt wtedy nie będzie pamiętał, że zaczynała jako “zwykły” Gliczarów :wink:
Czas robi swoje. Kiedyś było narzekanie: ojej, znów ten Orlinek. Dziś, gdyby Lang ogłosił jego powrót na trasę TdP, byłoby gromkie hurraaa :slight_smile:

Całe kolarstwo to jeden wielki mit i to jest w tym najfajniejsze :slight_smile:
Kiedyś, w dobie wyłącznie relacji prasowych i radiowych, była to już w ogóle sztuka najwyższych lotów. Polecam przeczytać tę książkę, która w fajny sposób rozprawia się z wieloma kolarskimi mitami: rowery.org/2015/11/03/the-sweat- … -recenzja/

Tak myślę sobie, że legendzie potrzebne jest przede wszystkim wydarzenie, coś co w danym miejscu się dzieje/działo, najlepiej z udziałem jakiegoś znanego zawodnika. Coś co sprawi, że sama nazwa tego miejsca będzie budzić skojarzenia z jakimiś wydarzeniami, akcjami sportowymi, itd. W kolarstwie jest zapewne sporo takich miejscówek, zarówno tych mających swoją nazwę (Ventoux, Angliru) jak i bezimiennych - a to jakiś zakręt pod koniec wyścigu na którym zawsze następuje atak, a to strategiczna hopka na praktycznie płaskiej trasie, gdzie można wygrać cały wyścig… Otoczka medialna ma tu za zadanie nagłośnienie samego wyścigu, coby był znany, sławny, itd., a samo “legendarne” miejsce obroni się już samo, bez dmuchania medialnego balonika. Chociaż oczywiście od czasu do czasu taki balonik nie zaszkodzi :slight_smile:
A takie Bukoviny czy świątynie sprintu - choćby balon dmuchano cały rok to bez “wydarzenia” nic to na dłuższą metę nie pomoże i legendy nie będzie. Co najwyżej lokalna. A żeby była na skalę światową to TdP musiałby zyskać rangę takiego np. Dauphine albo P-N…

Tak przy okazji - jakiś czas temu sobie uświadomiłem jaki wpływ na reklamę danego miasta mają wydarzenia kolarskie. Jak wiele zależy od kolarzy. Przykładowo takie Fuente De - przeszło do historii kolarstwa, a równie dobrze, gdyby etap zakończył się finiszem z grupy czy skuteczną ucieczką, mógłby już o tym miejscu nikt nie pamiętać. Powinni Contadorowi wypłacać drugą emeryturę :wink:

Przecież to nieodłączny element prawie każdego sportu. Zerknijcie co się dzieje w tym sezonie PGNiG Superligi (ekstraklasa piłkarzy ręcznych) - pierwszy raz pełne zawodowstwo, podział na dwie grupy, skomplikowany system punktacji i super opakowanie medialne a prawda jest taka, że w tej lidze istnieją trzy ekipy a reszta jest dość marnym tłem…

Mało? LOTTO Ekstraklasa. Opakowanie super, szlagiery, piękne gole, magazyny, a gdy przyjdzie co do czego, to “szlagier” zostaje wypaczony przez wręcz szkolny błąd sędziego, Legia w Europie nie istnieje a pozostałe ekipy nawet w LE się kompromitują.

Patrząc na to dochodzę do wniosku, że pan Lang to wcale jeszcze tak nie przesadza ze swoimi czarami nad wyścigiem - w końcu jest to jakby nie było jedna z kilkudziesięciu (w baaardzo dużym uogólnieniu) ważniejszych imprez kolarskich na świecie. A ile spotkań naszej ekstraklasy załapałoby się do tysiąca najlepszych meczów piłkarskiego sezonu?

Co racja, to racja. Langowe baloniki medialne to pikuś w porównania do wiatraka robionego przez Polsat czy C+.

Pewnie jest w tym trochę racji, ale czy nie jest też tak, że owe bergi czy hellingen są jak na okoliczne standardy po prostu podjazdami najwyższej klasy? W Belgii czy Holandii próżno szukać znacznie trudniejszych podjazdów, jest to jednak już najwyższy pułap (jeśli się mylę to proszę o poprawkę). A jak na polskie standardy to taki Gliczarów wygląda jednak groteskowo, kreowany na wyjątkowo trudną ścianę :slight_smile:

To prawda, też to uwielbiam w kolarstwie, choć wszelkie próby rozprawiania się z tymi mitami też bywają pasjonujące.

Ale ludzie już tak mają, potrzeba wykreowania jakiejś narracji jest ogromna. Kolarstwo ma w tym aspekcie szerokie pole do popisu, ale też np. w sportach zespołowych zawsze próbuje się wyciągać jednostki, dzięki którym poszczególne drużyny osiągają sukces.

to fakt, to jest kwestia wydarzeń mających miejsce przy okazji konkretnego wyścigu.
Zastanawiam się co może “pomóc” legendzie naszych lokalnych wyścigów i konkretnych miejsc- świątynia sprintu to może faktycznie tylko bić się o miano “najszybszego finiszu” z racji delikatnego zjazdu i np jeszcze sprzyjającego wiatru. Pomóc mogłaby tez jakaś superspektakularna kraksa ale oczywiście nie takiej sławy życzymy sobie i innym (choć np Góra Wiatrów słynie ze śmierci Simmonsa a takie historie są najbardziej “medialne”).
Gliczarów to niestety za mała górka żeby tam pisała się historia kolarstwa, sam brak finiszu na niej powoduje że nikt nie zostanie “królem Ściany” :smiley: tak jak w wypadku królów Caubergu i Mur de Huy.

Mnie cieszy jednak że krok po kroczku powstają miejsca związane z Kulturą Kolarską typu aleja w Sobótce czy nawet ten ubogi pomniczek w Gliczarowie

A czy w Polsce są ulice imienia znanych kolarzy z przeszłości?

Jest Rondo Stanisława Szozdy w miejscowości Lubrza na Dolnym Śląsku.
W Bełchatowie jest osiedle, na którym ulice noszą imiona zmarłych sportowców, są tam m.in. ulice Henryka Łasaka, Stanisława Królaka i Joachima Halupczoka.

To wszystko fakt. Gdyby nie konkretne wydarzenia kolarskie, o wielu miejscowościach pewnie nikt poza ich mieszkańcami by nie słyszał. Najlepszym przykładem “zadupia” na trasach północnych klasyków.
W Polsce chyba to jednak jeszcze się nie przyjęło. (Ja w sumie tylko Gliczarów i Bukowinę zaczynam coraz jednoznaczniej kojarzyć z kolarstwem, ale to przez uporczywe promowanie tych nazw, wcześniej może jeszcze Orlinek). Brakuje nam chyba jakichś takich super-jednoznacznie-kolarskich miejsc.