Nie tylko. Jak już jesteśmy przy lekkoatletyce, to na przykład w rzucie dyskiem Sandra Perkovic też przeważnie osiąga lepsze wyniki niż mężczyźni. Ale nie wiem do czego to ma się odnosić. Widocznie młot dla kobiet jest tak dużo lżejszy od tego dla mężczyzn, że odległości się wyrównują. I tyle.
Dlaczego niby przeskakiwanie tyczki wiszącej na 2,4 m jest ciekawe, a jak wisi pół metra niżej to już nie. Dlaczego te 230-240 centymetrów jest takie świetne? Mnie może najbardziej kręci jak ktoś pokonuje wysokość 217,5 cm. Przecież tu chodzi o emocje, które daje rywalizacja, a nie osiągane rezultaty.
Jest wiele sportów, które w wykonaniu kobiet są dla mnie o wiele bardziej emocjonujące. Na przykład właśnie lekkoatletyka, a zwłaszcza biegi długodystansowe, biegi narciarskie czy kolarstwo. Akurat te trzy dyscypliny z tego samego powodu. U kobiet nie ma 30-kilometrowej procesji po śniegu, żeby pościgać się na ostatnich 500 metrach. Tam jest walka od początku do końca, cały czas coś się dzieje.
Natomiast w większości sportów nie ma dla mnie żadnego znaczenia czy rywalizują kobiety czy mężczyźni, bo nic nie sprawia, że zawody jednych albo drugich są mniej emocjonujące. Naprawdę to taka różnica czy maraton przebiegnie się w 125 czy 145 minut? Przecież jak nie masz zegarka to nie jesteś w stanie nawet określić czy minęły już dwie godziny czy dwie i dwadzieścia minut.
Tak już są kobiety zbudowane, że nigdy nie będą osiągały takich rezultatów jak mężczyźni. Ale to przecież nie oznacza, że sport kobiet nie jest ciekawy. I miejmy nadzieję, że żadna nowa Marita Koch się w sporcie nie pojawi. Chociaż w sumie jedna Semenya już się pojawiła.
No dobra, wymyśliłem. Piłka nożna kobiet. Nie jestem w stanie tego oglądać. Ale to tylko wyjątek.
Ale myślicie, że gdyby zamiast kolarstwa mężczyzn telewizja pokazywała tylko kobiety, to nikt by tego nie oglądał? Bo mnie się wydaje, że po pewnym czasie miałyby zbliżoną widownię do facetów. Teraz to jasne, że wolimy mężczyzn, bo ich bardziej znamy i jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Zresztą nic dziwnego, że akurat pojawiło się tu nazwisko Williams jako wyjątek. Bo to chyba aktualnie najbardziej znana sportsmenka na świecie. Ale dlaczego akurat jest lepsza niż Sara Takanashi albo Genzebe Dibaba? To raczej jasne, że rozpoznawalność gra tu główną rolę. Zresztą już same zarobki wskazują kogo częściej spotkamy w reklamach. I tych sportowców znamy i lubimy. A znacie innego golfistę niż Tiger Woods, który od 2008 nie wygrał żadnego ważnego turnieju? No właśnie…
Zawsze kiedy pojawia się temat rywalizacji kobiet z mężczyznami, przychodzi mi do głowy ta historia z siostrami Williams. Podobno kiedyś powiedziały, że są w stanie pokonać jakiegoś faceta z drugiej setki rankingu ATP. Dostały takiego rywala z okolic dwusetnego miejsca i Venus przegrała 2:6, a Serena 1:6. Pierwszy raz usłyszałem tę historię jakieś kilkanaście lat temu. A jak później sobie sprawdziłem szczegóły, to było to w styczniu 1998, czyli gdy miały kolejno 16 i 17 lat. A ich rywal też niby daleko w rankingu, ale dlatego, że już nie grał prawie w ogóle w singla, ale turnieje deblowe wciąż wygrywał. No ale ta historia brzmi już nieco mniej fascynująco niż supergwiazdy kobiecego tenisa rozgniecione przez amatora.