Kwiatomania, czyli kolarstwo nowym sportem narodowym ?

Ja bym zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt, który może - ale nie musi - przemawiać na korzyść rekreacyjnej jazdy na rowerze: chodzi o aspekt finansowy. Nie każdego wszak stać na cotygodniowe wyjazdy na narty lub na tenisa - a wypad na rower nic nie kosztuje…

Jeśli chodzi o dzieci, to własnie o czymś takim myślę. Mam rower, mam swojego bohatera, mogę próbować być taki jak on. Inna sprawa, że do tego na pewnym etapie potrzeba już klubu kolarskiego.

Owszem dziwię się :wink: Może młodzież nam się zmienia, nie wiem. Ale wśród swoich rówieśników zwykle jeszcze studentów, nie znam nikogo kto by grał w tenisa. A rower - nie koniecznie wyczynowo, ale nawet jako codzienny środek transportu - służy wielu z nich. Centrum Wrocławia jest przy lepszej pogodzie wręcz zawalone bicyklami. I o to też chodzi - ludzie korzystają z rowera na co dzień. Zresztą - przecież taki przeciętny “narciarz” wyskoczy sobie raz, czy dwa razy w sezonie w góry i koniec. Drogo i wymaga sporej organizacji. Rower wystarczy wyciągnąć z piwnicy.

A że studenta/studentkę ciężko wyciągnąć na godzinną przejażdżkę to prawda, ale to raczej kwestia ogólnego nastawienia do sportu/wysiłku. Niektórzy jeszcze nie odkryli jakie to przyjemne :wink:
Na AMP z kolei były jakieś trudności formalne. Każdy teoretycznie miał być członkiem AZSu. Niektórych to zniechęciło. Poza tym trasa ponoć była mordercza :wink:

Bo na biegi mamy modę. Myślę, że na modę na kolarstwo też jest szansa. I to trochę głębszą niż ostre koło + duże okulary + czapka campagnolo. Choć i tego nie potępiam, ważne, że rower jest :wink:

Mnie się wydaje, że to właśnie przemawia za popularnością nart czy tenisa to i ich przewaga nad rowerem. 2/3 mieszczuchów uprawia sport nie dla zdrowia, nie dla rekreacji, a po to by się pokazać.

Generalnie zapaść polskiego sportu na przełomie wieków wynika być może ze zmiany nastawienia: kiedyś (w 80tych) z kolegami w piłkę grałem czymkolwiek choćby puszką (nie po coca-coli, bo nie było. od konserw!) i gdziekolwiek - nawet na ulicy - samochodów niewiele, a ich właściciele w pracy o tej porze.
Wtedy wiadomo było - najlepsi grają w ataku, nasłabsi na bramce.
Każdy chciał mieć w drużynie najlepszych.
W polowie 90tych gdzieś tak już się to zmieniło, mniej ważne było, jak się gra, ale jaki się ma strój, buty itp.

Narty - doskonała okazja na rewię mody. Stąd popularność.
Wystarczy też posłuchać ewentualne relacje z wyjazdów narciarskich w wielu miejscach. Odnoszę wrażenie, że ponad połowa to opowieści o tym gdzie się było i za ile, i czy dobra gastronomia, a nie, jak się zjeżdżało. Czy trasa szybka, czy ciekawie połozona, czy tylko przejazd przez las.

Tenis to samo - pokazanie się, szpan. Brat się kiedyś chciał na tenisa zapisać, jak miał 10-11 lat. Był bardzo nieśmiały, więc mama poszła z nim wszystko mówiła za niego itd.
Trener próbował za wszelką cenę zniechęcić myśląc, że to mamusia koniecznie chce wcisnąć trenerowi do drużyny znudzonego chłopca. Żeby dała spokój wziął go na kort i kazał poodbijać piłkę. Okazało się, że chłopak potrafi rakietę trzymać i przebijając piłki wykazuje wielkie zainteresowanie i zaangażowanie. I został przyjęty. Trener potem tłumaczył, że wielokrotnie spotykał sie własnie z wciskaniem “tenisistów” chyba tylko po to, żeby rodzice mogli się pochwalić. (z kariery tenisowej nic nie wyszło).

Rower - tradycyjny prezent na komunie. Toteż rower ma/miał niemal każdy, więc jak tu przyszpanować?

Na popularność nart wpływ ma jeszcze to, że można je uprawiać rodzinnie. Z rowerami jest dużo gorzej, bo ciężko mamy namówić na wspólne eskapady. I jeszcze jedno - 50 letni mężczyzna jadący na narty czy idący na tenisa, to rzecz normalna, nikt się nie dziwi. Nawet jak jest początkującym. A spróbujcie namówić takiego na rower. Od razy są pytania - jak to, w krótkich spodenkach, w kasku? A co powiedzą sąsiedzi? Będą się śmiali. Dla nich to rzecz niepojęta, że tak można się ubrać.
Ja na szczęście łączę jedno z drugim - w równym stopniu są to od dziecka moje sporty i narty i kolarstwo. I kibicuję i uprawiam amatorsko, łącznie ze startami w zawodach. A z nartami dodatkowo jestem związany jeszcze zawodowo.

Może w dziwnym środowisku się obracam, ale naprawdę niewielu moich znajomych uprawia sport dla lansu.

Z drugiej strony stosunkowo często widuję na rowerach panów koło 50 tki, takich z wąsem, brzuszkiem, przemykających dostojnie. Prawdopodobnie choroby krążenia zajrzały w oczy, lekarz zalecił ruch, albo sami postanowili zadbać o sylwetkę. Biegać taki jegomość raczej nie zacznie, narty nic mu nie dadzą, do tenisa to trzeba mieć kort i jeszcze jakiegoś partnera. Przeciętny zjadacz chleba z blokowiska raczej nie myśli w ogóle o takim sporcie jak tenis. A umiarkowany ruch na rowerze jest w sam raz. Nie od razu trzeba się ubierać w obcisłe, a z czasem i tak wstyd mija.

Mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić w jaki sposób jesteś związany nartami? Pytam sie bo sporty zimowe w tym narciarstwo olimpijskie to moje głównie hobby.

Jestem instruktorem, sędzią, organizuję obozy, kursy kadrowe, zawody, treningi itp. Zimą zarabiam w ten sposób na życie.

Może wśród znajomych takich osób mamy niewiele, ale są przecież grupy zawodowe wśród których spotykanie się lub w ogóle gra w tenisa jest w dobrym guście. Co do nart to z tym szpanem jest chyba tak pół na pół, chociaż finansowo jest to wyzwanie. Ale być może tak jest że uprawianie tego czy innego sportu zmienia się wraz z wiekiem: im człowiek starszy tym mniej wysiłkowy sport wybiera - a w tenisa na dobrą sprawę można przebijać piłkę truchtając sobie z lekka.

Grałeś w tenisa?

fakt, ale nie grając, tylko bawiąc się :slight_smile:

:slight_smile: Tak gwoli wyjaśnienia, bo źle mnie zrozumieliście: pisząc “truchtając” miałem na myśli panów po 50-tce, od których trudno wymagać by z poświęceniem biegali z jednego końca kortu na drugi za piłką. A co to znaczy grać w tenisa to wiem, bo przez parę ładnych kawalerskich lat próbowałem amatorsko swoich sił w tym sporcie.

No to powinieneś wiedzieć, że o wiele trudniej odpoczywać, grając w tenisa, niż jeżdżąc rowerem. :mrgreen:

Zgoda. Ale jeszcze łatwiejsze od w/w jest przyjście na kort celem miłego spędzenia czasu ze znajomymi przy przebijaniu sobie piłki z jednej strony na drugą. Z całym szacunkiem dla naszych seniorów zresztą… Ale my tu o Kwiatkomanii a nie o tenisie rozmawiajmy :slight_smile:

Paweł się nie pochwalił, ale w najnowszym numerze ProCycling Magazine w artykule o faworytach Tour de France popełnił część o Michale Kwiatkowskim :slight_smile:


Pewnie wiele osob juz widziało, ale ja dopiero teraz trafiłem na ten filmik. Podsumowanie Ardenów w wykonaniu Michała :arrow_right: m.youtube.com/watch?v=uuBQxNx0LfA

A tutaj wywiad dla TVP. O Tour de France i TdP :arrow_right: m.youtube.com/watch?v=QVE39R5ze_0

Wciąż więcej o Kwiatku w zagranicznych portalach niż naszych
cyclingnews.com/news/mixed-d … -de-france

[size=75][ Dodano: Czw 10 Lip, 2014 21:57 ][/size]
Za to dziś nawet onet i wp w headline’ach piszą o szarży Kwiatka :slight_smile:

Często tu czytamy, jak to te sukcesy naszych kolarzy miałyby się przełożyć na popularność kolarstwa. To tak sprowadzając na ziemię… dzisiaj słucham w radiowej Dwójce reportaż sportowy i konwersacja:
Prowadzący program: A który jest lepszym góralem, Majka czy Kwiatkowski?
Reporter sportowy: Nie wiem, to by trzeba pewnie ekspertów spytać.

Tyle w temacie świadomości kolarskiej.

Kolarstwo to dosyć trudny sport do zrozumienia. Widzę po domownikach którzy często z musu oglądają kolarstwo i mimo patrzenia w ekran muszę im łopatologicznie wkładać do głów kompletne podstawy.

Rownie dobrze mogla to byc dyplomatyczna odpowiedz dziennikarza. POmysl jaki to mogloby miec wydzwiek. Majka jest lepszym góralem od Kwiatkowskiego. Gwarantuje Ci, ze polowa ogladajacych odebralaby to jako: "“Majka jest lepszym kolarzem od Kwiatkowskiego”.

No i przede wszystkim nie spodziewajmy sie, ze jeden wygrany etap nagle spowoduje eksplozje popularnosci kolarstwa. Taka Maja Włoszczowska od lat wygrywa medale MŚ i ME i niewiele w kwestii popularnosi samej dyscypliny to zmienilo.