Lance wraca !

Co wy na to ? Wygląda na to,ze jego ekipa wynalazła nowy niewykrywalny specyfik :stuck_out_tongue: A tak na serio to fajnie bo ciekawie sie zrobi.

MI to się stanowczo nie podoba!!! Chciał bym zapamiętać Lanca jako “Króla” przez gigantyczne “K”, a istnieje spore prawdopodobieństwo że nie wygra :frowning: . Jeśli to się potwierdzi czyli zobaczę Arma startującego w “I dywizji” to nie wiem jak zareaguje… może zawał?.. mój organizm coś wymyśli :slight_smile:

kryzys wieku sredniego? :smiley:

jeszcze powinien beloki wrócic !

o belokim juz nikt nie pamieta, bo po upadku z 2003 byl chyba nawet mniej niz cieniem kolarza z lat poprzednich… no a potem jeszcze operation puerto… ullrich to jednak wygral czasowke na giro w przededniu rewelacji o doktorze Fuentesie, a w trakcie afery- Tour de Suisse… MYsle, ze wygralby wtedy TdF, bo wreszcie trzymal optymalna mase ciala, team mial jak nigdy (Kloeden, Guerini, Sinkewitz, Kessler, Honchar, Mazoleni, Rogers), Basso jechal na calego podczas Giro, a do tego byly 2 piecdziesieciokilometrowe czasowki na trasie.

Ciekawe do jakiej grupy pójdzie bo astany mogą nie dopuścic do TdF. Może założy własną. I tak każdy z jego nowej grupy będzie na niego pracował.

Wszystkie drużyny z tegorocznego ProTour mają zapewniony start w przyszłorocznym Tourze.

Osobiście wobec gróźb Lancea, że wróci na trasy by ścigać się i wygrać TdF 2009 nie siliłbym się na jakiekolwiek emocje z tą zapowiedzią związane. Po pierwsze są to tylko zapowiedzi, kto wie czy nie jest to typowy PR, by przypomnieć osobę Lancea, by zrobił się w mediach i światku kolarskim określony szum, by pieniądze poszły w ruch.
Po drugie nawet jeżeli zapowiedź powrotu jest realna i stanie się faktem, to kładzenie na szalę osiągniętej już przez Lance`a sławy wydaje się być przedsięwzięciem wysoce ryzykownym. Stąd zakładając, ze “musi” wygrać zapewne zgromadzi wokół siebie sztab wybitnych fachowców, by go należycie przygotowali. Skoro zaś po wycofaniu się z zawodowego ścigania, Lance nie był objęty nadzorem antydopingowym, to nie chcę nawet myśleć jakim to też bezkarnym zabiegom “regenerującym i wzmacniającym” jego organizm mógł/musiał by się poddać, by móc bez obaw o późniejsze kontrole WADA ścigać się w zawodowym peletonie. Wszak miał pole do tego nieograniczone, a i czasu było pod dostatkiem by wszystko dokładnie przygotować i przeprowadzić, by potem (po testach wydolnościowych) gadać publicznie o comebacku.

Tezę o prawdopodobieństwie przeprowadzenia takiej odnowy opieram na znanych nam wszystkim faktach, że ujawnionych doperów z czołówki stawki było w ostatnim czasie naprawdę bardzo wielu, a i tak przegrywali z Lancem.
Zatem bez koksu i to najnowszej generacji Lance nie ma co marzyć o skutecznym powrocie do peletonu i śnić o wygraniu TdF.

a niech go odwiedza na jakims zadupiu- jak Kaszeczkina.

To żadna tajemnica bo USPostal zrobiło tak już w altach 99/00. Wynaleźli actovegin i na tym jechali. Armstrong podczas swoich popisów na Alpe 'dHuez wytwarzał taką moc że zaprzeczało to praktycznie prawom fizyki. Armstrong jeździł nie dość że 200km etap to jeszcze po 200km przez kilka minut potrafił generowac moc bliską 500W pod podjazd 8-9%. To tak jakby przez te 4 minuty wyciskac przysiadami non stop sztangę o wadze ok 50-60kg.
Osiagi kolarzy są dawno policzone i każdy wie że pewne rzezy są nieosiagalne bez dopingu. Cała czołówka kolarzy z lat Armstronga jechała na epo tudzież innych nieznanych medykamentach bo bez nich osiagniec takich rezultatów jak Armstrong czy pantani jest fizycznie niemożliwe.
gdzieś był porównany etap jazdy na czas induraina i armstronga na tym samym etapie tylko w różnych latach. Wyszło ze Armstrong pobiłby Induraina z najlepszych lat. W rok po wyjściu z choroby. Rekordzistą w osiąganej mocy na podjeździe był jednak ullrich - ponad 500W przez kilka minut w 98roku. Monster. tylko gdzie to wszystko prowadziło?
uważam ze liczby nie kłamią. Podjazd pod Alp d’Huez w tegorocznym tdf trwał mniej więcej 10min dłużej niż rekordy armstronga i pantaiego. To ponoć kres ludzkich możliwości bez dopingu. nie chce żeby on wracał i wciskał naiwne bajki o sile charakteru i tym podobnych bzdurach. Wole oglądać meczących się kolarzy niż fruwających doperów typu ricco
mało kto wie ze Armstrong ma zupełnie przeciętne parametry wydolnościowe jak na kolarza. ma 82 VO2, pojemność płuc 5,9l … nic specjalnego. Przez kilka lat badał go lekarz który uznał go za fenomen bo nie mógł dojśc do konkretnego wniosku który pozwalałby mu wyjaśnić co sprawia ze Armstrong jeździ jak jeździ. W końcu wmówił sobie że to efektywnosć pedałowania w wysokiej kadencji. Dopiero jak mu lemond powiedział że powinien zapytać się włoskich lekarzy to en lekarz powiedział ze czuje się jakby mu ktos przyłożył mocno w głowę. zerwał z armstrongiem kontakty.
kolarstwo to cyrk a kolarze to niestety iluzjoniści

Podjazd pod Alp d’Huez w tegorocznym tdf trwał mniej więcej 10min dłużej niż rekordy armstronga i pantaiego.

10 min? O ile dobrze pamiętam (chocmogę się mylić :wink: ), to za czasów Armstronga i Pantaniego rekord wynosił ok. 36 min, a Sastre podjazd w tym roku zajął jakies 40 min. Jeżeli się mylę, to mnie poprawcie…
W każdym razie z ogólnym wnioskiem przedmówcy wypadałoby się zgodzić, że dla kolarstwa lepiej by było, gdyby dychy jego - nienajlepszej zresztą - historii nie wracały…

Byłeś blisko Jurgen, a Forresty przesadził.

Dla rozwiania wątpliwości podaję oficjalne czasy podjazdów na L’Alpe d’Huez:

  1. 37’ 35" Marco Pantani 1997
  2. 37’ 36" Lance Armstrong 2004
  3. 38’ 00" Marco Pantani 1994
  4. 38’ 01" Lance Armstrong 2001
  5. 38’ 04" Marco Pantani 1995
  6. 38’ 23" Jan Ullrich 1997
  7. 38’ 34" Floyd Landis 2006
  8. 38’ 35" Andreas Klöden 2006
  9. 38’ 37" Jan Ullrich 2004
  10. 39’ 02" Richard Virenque 1997
  11. 39’30" Carlos Sastre 2008
  12. 40’46" Frank Scleck 2006

Fakt… nie wiem skad mi się te 10 min ubzdurał… rano było. po prostu wszystko byłoby ok gdyby armstrong się przyznał a nie wciskał kitu że to wszystko to siła charakteru i temu podobne bzdury co on tam w tych swoich książkach wypisywał. był najlepszy ale w dopingu nie gorszy od swoich towarzyszy z tras. Fajnie podsumował to lemond. “gdyby wierzyć parametrom armstronga to Tour kończyłby na 50 miejscu”. Dodac należy że lemond zrezygnował z kolarstwa tylko dlatego ze srednie zaczęły tak wzrastać ze on nawet ze swoim fantastycznym VO2 nie dawał rady kolarzom którzy do tej pory byli tylko tłem dla niego.
Trzeba sobie uświadomić że peletonem w ostatnim dziesięcioleciu rządziło epo i przefiltrowac wyniki przez gęste sito. Tytuły są rozdane ale dobra opinia nie jest dana raz na zawsze i słusznie zauważył lucjan ze dziwne troszeczkę jest to że nadopowani koledzy Armstronga typu ullrich, basso, heras, hamilton i reszta pod górę z nim wyglądała jak dzieci we mgle. Był lepszy od nich tylko trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć sobie że nieźle zbajerował opinię publiczną tymi swoimi opowieściami o heroicznej jeździe pod górę siłą woli. gdyby nie mial raka to jak patrzyłby na niego przecietny człowiek? Jak na super dopera a tak patrzy jak na herosa któremu nie wypada nic zarzucić.
poza tym to szkoda pisaniny bo kto chce ten znajdzie wypowiedzi jego kolegów z ekipy, podwładnych itd i stwierdzi że te opowieśc o szlachetnym Armstrongu to jak legendy o żelaznym wilku - ponoć taki był ale nigdy nikt go nie widział. landis cos powiedział o tym ze jedyną rzeczą jaka interesuje armstronga w kolarstwie sa pieniadze, inni że nie oddał im wypracowanej kasy jeszcze inni że traktuje członków ekipy jak śmieci. naprawdę jak to się czyta to do faceta ma sie coraz mniejszy szacunek z tym że trzeba brać poprawke ze to są fakty medialne a nikt z nas nie wie jak było naprawdę. Dla mnie to już niech siedzi w tym teksasie i da nam spokój ze swoimi mdławymi historiami .
jedno mu trzeba oddać - to był kawał świetnego kolarza i niezłego cwaniaka… no ale w tym sporcie tylko tacy wygrywają.

Żeby podsumować te dywagacje, to dodam tylko - bo nie chciałem zabierać głosu w temacie o Vuelcie ze względu na to, że nikomu nic nie udowodnio (póki co :stuck_out_tongue: ) - że tak samo wolałbym, żeby jednak Astany nie zapraszano na liczące się wyścigi. Po pierwsze, dzidzictwo po ONCE. Po drugie, po takiej wpadce dopingowej jak ich (Vinokurow i Kaszeczkin) “porządne” grupy (np. Phonak po kilku aferach, zwłaszcza Landisa) sie rozpadały, a nie ścigały dalej. A po trzecie, jak widzę leciutko kręcącego, nieco zblazowanego Contadora pod Angliru, nie mającego ani dnia kryzysu (w ciągu sezonu zresztą - Giro), to przypomina mi się własnie ASrmstrong i Basso z 2006 r. A co było z Basso, wszyscy wiedzą.

Zresztą, afera portowa zmiotła Basso (który zresztą się przyznał) czy Ulricha (na którego do tej pory nic nie ma), nie licząc nieco “mniejszych” kolarzy, ajk np. Sevilla, a Valverde i Contador nie ruszeni. Do tego dziwna postawa władz sadowniczych Hiszpanii, które nie chciały przekazac teo, co na nich mają…

PS I w tym kontekście żal mi tylko Kurczaka, na którego tez nic nie było, a z touru w tamtym roku wyleciał. I nie dziwę się, że przd sądem juz wygrał pierwszy proces z rabobankiem. A może wygrać kolejny.

PS2 W sumie Lucjan jakis czas temu trafnie to podsumował: cyrk na kółkach :mrgreen: .

Nie jest tajemnicą ze UCi nie za bardzo zależało na tym aby utrącać najlepszych kolarzy. Między Wada a UCI jest neustanna cicha wojna. Nie jest przypadkiem ze Armstrongowi wszelkie brudy tak naprawde wyciągnieto po zakończeniu kariery. po co pod siekierę wkłądac kurę jak znosi jeszcze jajka? To samo jest z Valverde i resztą. o ile pewnych spraw z basso czy ullrichem nie dało się zamieść pod dywan to hispanie zawsze chronili swoich kolarzy i dla mnie postawa hiszpańskich władz jest delikatnie mówiąc trochę dziwna.
Co do Contadora to mam mniejsze podejrzenia niż do Armstronga . Uważam nawet ze jest lepszym kolarzem i od młodego się na takiego zapowiadał. W dodatku potrafil przejechac dobrze cały wyścig zawsze - nie tylko przez 3 tyg w roku . A to czy bierze? Patrząc na jego jazde to niczym się ona nie rózni od Ricco, Armstronga, Piepolego czy reszty…
Nie mam złudzeń co do kolarstwa i generalnie co do innych dyscyplin również ale jedna rzecz mnie nurtuje ciągle i na nią nigdy nie znajdę odpowiedzi. ilu z nich bierze bo musi nie bedąc pewnym że kolega jedzie czysty a ilu z nich bierze bo chce odwalajac popisy pod górę wniebotycznym tempie. Interesuje mnie to z ich moralnej, ludzkiej strony. Nie sądzę aby większosć nich brała bo chce. być moze są tacy którzy jechaliby na czysto gdyby mieli świadomosć że kolega obok nich też nie bierze… no ale tego nigdy pewnie się nie dowiemy.
jaskuła nawet kiedyś przyznał ze zdziwił sie że Armstrong jedzie na epo (to było w 2006 kiedy L’Equipe wyciągnęło próbki z 99) bo myślał ze Armstrong jest już przykaldem dopingu genetycznego widząc jak jedzie pod górę. Jak kolarzom takie rzeczy chodzą po głowie to co dopiero nam - zwykłym szaraczkom?
Co do powrotu basso, landisa, hamiltona i reszty to mam mieszane uczucia. z jednej strony to z prawnego punktu widzenia są OK. Odpokutowali i nikt w swietle przepisów powrotu zabronić im nie może a z drugiej to wiadomo. Kto zatrudnia pracownika który okradł już jedną firmę? No idiota zatrudnia narażajac się na ryzyko.

1,5 min pomiędzy Armstrongiem a geniuszem 3 tygodnia w górach Sastre to ogromna przepaść. Myślę, że doping daje mniej więcej tyle- to 1 km/h różnicy w prędkości. A tak swoją drogą to widać że szczyt dopingu przypadł na tour 2006, bo czarujący się pod górę Kloden i Landis (średni górale; Landis nie chciał dawać zmian) pojechali pół minuty wolniej od Lance’a… Mogli co najmniej jak Lance, jak nie jak Pantani…

Dla mnie najwieksza sciema Touru 2006 jest Pereiro… Stracil pol godziny w na jednym etapie w Pirenejach, a potem nagle przyjezdzal w czolowce (jak nigdy potem)… Troche jak Botero w 2000 i troche jak Sella w tym roku na Giro.

Armstrong już na pewno pojedzie w Giro 2009.

Właśnie taką informację podał PAP.

Może dlatego, że we Włoszech wolą nie wiedzieć?

Czego wolą nie wiedzieć?