Mistrzostwa Polski w maratonie

Już 28 lipca w Wałbrzychu odbędą sie po raz drugi Mistrzostwa Polski w maratonie. Impreza rozgrywana będzie w lasach Trójgarbu w okolicach Wałbrzycha, a start i meta zlokalizowana będzie przed zamkiem Książ.
Dla pierwszych 400 startujących przygotowane są specjalne koszulki Wałbrzych Miasto MTB - Mistrzostwa Polski. strona internetowa Mistrzostw www.mtb.walbrzych.pl/maraton, w razie pytań, piszcie
Przypominam, ze są to oficjalne Mistrzostwa Polski w maratonie zawodowców, a także amatorów ( dla obu grup koszulki Mistrzów Polski i medale)

Włąsnie będę tam startował. Może ktoś był w ubiegłym roku i moż coś napisać na temat trasy? :slight_smile:

[size=75][ Dodano: Nie 29 Lip, 2007 21:42 ][/size]
Zacznę od tego, że będąc pod dużym wrażeniem dla dwóch kolarzy – zresztą z BM-tonów Grabka podaję linko do tematu PODZIĘKOWANIA bikepl.com/bmforum/viewtopic.php?t=529
Mam nadzieję, że takich osób dziękujących i pomagających było więcej.

Wspaniała impreza mimo, że nie trenowałem przez kilkanaście dni. Byłem zmęczony nawałem w prac w pracy i delegacją środa-piątek Zastanawiałem się po co tam jadę!! Na starcie wyszukał mnie kolega Konrad z Wałbrzycha (forum BM), spotkałem kolegę z “immotion” z Wrocławia (pozdro chlopaki) i czekaliśmy cierpliwie w ostatnim sektorze.
START.
Wiedziałem, że należy spokojnie jechać i że czeka prawie 5km(trów) podjazdu na Trójgarb ok 18km(etra) Miałem plan. Nie gonić i utrzymać tętno.
TRASA.
Jechało się super. Żadnych dziwnych tekstów “niedouczonych cyklistów” Wszystko z klasą. Nagle spada łańcuch blokując się w korbie. F…C! Walczę siłowo próbując wyrwać go z korby. Założyłem i jadę dalej. Ale, ale, zaczyna przeskakiwać na przerzutce. Około trzech kilometrów jadę w sposób wywołujący zdziwienie u innych Do mety jeszcze ponad połowa. Muszę coś zrobić. Trafiam na gości “grzebiących” coś przy swoich bick’ach. Pomagają mi. Ufff. Udało się i jadę dalej. Już z normalnym napędem. Około 23km(tra) ostry zjazd. Na końcu ląduję na ziemię łamiąc okulary i coś w kasku (szczęśliwie, bo nie jadąc już z max-prędkością) Jeszcze kilkaset metrów z “latającym” po głowie kasku. Naprawiam go na asfalcie żeby nie przeszkadzać innym. Stanąłem przy stróżu prawa, który mnie pouczył żeby zejść z ulicy Śmiga trochę osób. Po chwili wsiadam i jadę. Teraz to juz luzik – albo z góry albo równo i rzadko pod górkę Udaje mi się wyprzedzać sporo kolarzy nie oddając swojej pozycji nikomu.
KOŃCÓWKA
Ha, ha. Nic nie wiedząc przez ostatnie ok 1,5 km – gdy przewaliłem ostro kołem o jakiś krawężnik – jechałem “na kapciu” Przy pojeździe na mostek musiałem zejść z roweru na jakieś 30 metrów i ostro w górę z buta.
META
Jadąc już pewnie, z rekami w górze biłem brawa kibicom i sobie za mój pierwszy górski maraton

Łącznie straciłem 12min. (czas netto z mety minus czas z licznika) Przez samo skuwanie łańcucha wyprzedziło mnie 120 kolarzy (dane od osób spisujących nasze numery)
Oczywiście pozostaje niedosyt. Gdzie bym był gdyby nie te przygody?? Jednak jechałem tam z założeniem, że będę na dalszym miejscu niż byłem po przygodach. Dlatego jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony z rezultatów. Specjalnie dziękuję za doping żonie i synowi, chociaż na trasie nie brakowało oklasków.