Pomocnik w górach

Witam.
Gryzie mnie to pytanie od dłuższego czasu. W końcu przeszedłem z fazy gościa na użytkownika forum, bo muszę Was spytać:
W jaki sposób podczas wspinaczki zespół pomaga swojemu liderowi?

Rozumiem, że na płaskim wspólna jazda zmniejsza opory powietrza. Rozumiem, że pomocnicy w razie potrzeby służą swoim sprzętem, podwożą zaopatrzenie itp.
Ale czy faktycznie podczas wolnego podjazdu lżej jest kolarzowi, prowadzonemu przez pomocników? Na czym to polega?

Według mnie dobrym przykładem może być niedzielny etap i praca Rogersa. Majka po etapie mówił ze był bardzo zadowolony z pracy Rogersa gdy nie czuł się najlepiej i chciał pojechać wspinaczkę równym odpowiadającym mu tempie. A wiec na pewno pomocnik ma za zadanie dyktować tempo które najbardziej odpowiada liderowi. Po za tym taki Szmyd za zadanie miał zazwyczaj dyktować takie tempo by w pierwszej grupie zostali tylko najlepszy bez żadnych przypadkowych kolarzy. Trzecim aspektem to na pewno punkt psychologiczny.

Nie wiem czy Ty amatorsko jeździć na rowerze ale ja już się przekonałem ze gdy przede mną ktoś jedzie to mi dużo lepiej się jedzie( bo zazwyczaj nawet na małych podjazdach płuca mi się kończą … Na pewno tu bardziej psychologia działa.

Oczywiście to są moje poglądy na ten temat, i sam ciekawością czekam aż na ten temat odpowie ktoś kto ma na to większą wiedzę .

Ale jak się jedzie pod górę to tez są opory powietrza, to tez ma znaczenie, kolejnym waznym aspektem jest chocby zamiana roweru w przypadku gumy, podawanie bidonu,zeli ubioru itp.

W 90%-ach chodzi o komfort psychiczny. Lider czuje się pewniej, wiedząc, że ma kogoś przy sobie, że w razie czego może liczyć na pomoc. Gregario dyktujący tempo odciąża lidera od myślenia o kadencji, watach itd., w ten sposób redukuje jego stres. W razie słabości lidera zmobilizuje go, doda otuchy - to pozwala czasem wykrzesać z siebie trochę więcej woli walki.
A jeżeli jeszcze jest to układ taki jak Majka - Rogers, to młody lider czuje się pewniej mając przy sobie takiego rutyniarza, który podpowie, kiedy zaatakować, kiedy odpuścić, kiedy gonić itp.

Natomiast fizycznie na podjazdach rzędu np. kilkunastu procent kolarz jadący za prowadzącym musi wydatkować taką samą ilość energii. Praw fizyki i biologii nie oszukasz. To że ten z tyłu się mniej męczy i jedzie sobie wygodnie to mit.

Nieporozumienia biorą się z przenośni często nadużywanych przez sprawozdawców telewizyjnych, którzy mówią, że X “podciąga” Y albo M “holuje” N. Osobom mniej zorientowanym może to kojarzyć się w ten sposób, że ten pierwszy “ciągnie” dodatkowy ciężar i przez to się męczy. Zwłaszcza, że często się mówi, że np. X odpadł wyczerpany holowaniem lidera.

Nasz Zenek Jaskuła zawsze jechał pod górę za innymi. Nigdy nie prowadził. Kiedy był o to pytany, czy to jest przejaw sprytu, czy w ten sposób “wożąc się” oszczędza siły, tłumaczył, że to bzdura, bo w wielkich górach “nawet jak jedzie kilku, to każdy jedzie sam”. Jazda za Indurainem czy Romingerem kosztuje go tyle samo wysiłku, co ich. Jedynym powodem tego, że lubił jechać z tyłu, było to, że nie lubił mieć nikogo za plecami. Mówił “ja lepiej się czuję, jak wszystkich widzę i obserwuję, co robią”.
I to cała tajemnica :slight_smile:

Na pewno większe zyski jeśli chodzi o oszczędzanie sił są w przypadku większych prędkości (czyli bardziej na płaskim). Pomocnik bierze na siebie większy opór “rozcinając” powietrze. Zresztą łatwo to samemu sprawdzić nawet w pojedynkę. W upalny dzień jadąc samemu po płaskim szybko nie odczuwamy tak temperatury. Opór niejako nas “chłodzi” (nie dosłownie ale takie mamy odczucie). Wjeżdżając na podjazd nagle zaczynamy odczuwać, że jest gorąco, pot się leje strumieniami. Brakuje tego pędu, który ochładza ale też powoduje większy opór. Na solidnym podjeździe już nie ma takiego “rozcinania” powietrza.

Stwierdzenie że na podjazdach drafting nie istnieje to znaczna przesada. Rzeczywiście, na kilkunastu procentach może i nie, ale to ekstrema :wink: Przede wszystkim na początkach wspinaczek, kiedy często nachylenie nie jest tak duże (ale niekoniecznie), to przy tych 20-kilku km/h jazda za kimś pomaga. Wiadomo, że w takiej sytuacji pomocnik przyda się bo zrobi wstępną selekcję, ograniczy peleton, biorąc na siebie najwięcej powietrza. Ale tak jak np. Rogers nadawał tempo dla Rafała w dalszej części podjazdu, też pewne zyski były. Zresztą nawet biegacze-maratończycy korzystają z pewnego wpływu draftingu podczas biegu (oczywiście ci najszybsi :slight_smile: ).
Warto też zauważyć wpływ wiatru, kiedy wieje od czoła lub z boku, lider może wygodnie schować się za gregario i zaoszczędzić więcej sił, niż gdyby sam jechał na czele.

Nawet tak wolno jak 15 km/h (podjazd stromy, 10-12 %) opór powietrza może być 15 W, a 20 km/h (podjazd średnio stromy, 8 %) już 35 W.

W takich warunkach w “peletonie” możesz oszczędzać kilka watów (2-3 W w pierwszym przykładzie, 5-10 W w drugim), co jest istotne. Na porównaniu, 1 kg wagi dla nich znaczy 5-6 W i przecież wiemy, jak ważne dla nich są nawet deka, nie mówiąc o kilogramach. 5-6 W różnicy dla nich, na długich podjazdach, znaczy kilkadziesiąt sekund przewagi lub straty.

Ale zgadzam się, że chyba najważniejsze jak chodzi o tak stromych podjazdach to faktor psychologiczny.


Jak chodzi o odcinki 5-6-procentowe i prędkości zbliżające się do 30 km/h, to znaczenie pomocników jest oczywiste, jak każdy, kto na płaskim jeździł takimi prędkościami wie.

Na takim Zoncolanie opór aerodynamiczny stanowi ~3% sił jakie trzeba pokonać. To nawet mniej od oporu toczenia, ale zawsze trzy procent. W przypadku zawodnika o wadze 70 kg robiącym 6 W/kg wyjdzie kilkanaście watów. Gdyby przełożyć to na czas, różnica byłaby bardziej widoczna.

W przypadku mniej stromych końcówek opór aerodynamiczny ma większe znaczenie (5-10%), stąd pomocnicy i jazda na kole.
Tym bardziej dziwią mnie ataki Pantaniego (przy jego wadze) na 6-procentowych górkach.

Nie zapominajmy, że ten pomocnik przed tobą, nie redukuje ci całych 3% tego oporu :wink:

No właśnie.
Na logikę, to on nie redukuje oporu prawie wcale.
O ile pamiętam, opór rośnie w kwadracie prędkości. Czyli opór przy prędkości 10 km/h będzie 16 razy mniejszy od tego działającego przy 40 km/h. Czyli niewielki.
W dodatku strefa zakłóceń za prowadzącym kolarzem znacznie się skróci. Może nawet przestanie być istotna, bo z racji rozmiaru się w niej nie zmieści drugi rower?

Przemawia do mnie to, co powiedział Jaskuła (że pod górę wszyscy jadą samotnie).
Z drugiej strony, patrząc dzisiaj na Majkę… coś musi być na rzeczy z tym zachęcaniem innych do wyjścia na czoło?

Nadal nie wiem, w czym rzecz.

No tak, tylko część. Marginal gains. :wink:

Przejedź się za kimś przy 20-30 km/h, to będziesz wiedział. Górki 6-8-procentowe z taką prędkością się pokonuje.

Jak tu już niektórzy pisali, pomocnik to także pacemaker. I wtedy, na stromym podjeździe, nie tyle ważne są minimalnie mniejsze opory, co komfort jadącego z tyłu lidera. Tak jak w biegach długodystansowych pacemakerzy wykonują mocną pracę, by “pociągnąć” zawodników, choć tu opory powietrza nie mają takiego znaczenia (no chyba, że wieje im mocno w twarz).

Nie wiem czy zwróciliście uwagę ale czesto bywa tak ze jeden pomocnik jedzie za liderem, on ma za zadanie wrazie kraksy, gumy itp pomóc liderowi jak najszybciej

Zgadza się. Na trudnym etapie oczekiwanie na nowy rower lub zmianę koła może kosztować utratę dystansu nie do odrobienia (wozom technicznym trudniej szybko czasami dojechać a nawet 100 m utraty kontaktu może pogrzebać kolarza). Szybka zamiana rowerów daje szansę na utrzymanie kontaktu