witam jestem nowy na tym forum:)
jestem 8 tygodni po operacji zespolenia kości piszczelowej gwoździem
kość nie zrosła się ,ale lekarz prowadzący pozwala chodzić o jednej kuli ,mocno obciazyc nogę i jeździć na rowerku stacjonarnym.kolana mam zdrowe,bez zadznej wody itp.
jednak nie dostałem zgody na jazdę na zwykłym rowerze .
rehabilitant tłumaczy ze nie powinienem ryzykować bo,
1-jest ryzyko upadku w przeciwieństwie do stacjonarnego,to akurat pomijam
2-na zwykłym rowerze kolana pracują na boki podczas skręcania a na stacjonarnym ruch jest bardziej stabilny
Wejście na zwykły rower ma dla mnie wiele zalet,
-mniejsze obciązenie osiowe złamanej kości i kolan w porównaniu do chodzenia o kuli
-wzmocnienie mieśni osłabionych po leżeniu w szpitalu
-mniejsza opuchlizna
-łatwiejsze funkcjonowanie (turlanie sie caly dzien o kulach i jazda tramwajami sprawia ze nogi bolą,kolana puchną ,są przeciążone)
Myślicie ,że warto olać zdanie chirurga, zaryzkować i wsiasc na zwykły rower i dzieki temu szybciej powrócic do zdrowia?
probowałem jeździć na minimalym obciążeniu i odczucia są dobre, widzę same zalety
wydaje mi się ,ze największy problem to ryzyko upadku
Dlaczego dla lekarza i rehabilitanta rower stacjonarny jest zalecany a klasyczna jazda już nie?
piszcie co myslicie i o swoich podobnych doświadzczeniach
Bartek
Co tu wiele kombinować. Zahamujesz gwałtownie, podeprzesz się i trach. Głupie wskoczenie na chodnik może cofnąć leczenie o 8 tygodni.
jeżdzę max 20 km/h.ryzyko jest takie samo jak upadek podczas trafenia kulą na klocek lego
nie uniknę potencjanych sytuacji upadku nawet nie jeżdząc,takie jest życie dlatego to pomijam
Po co pytasz, skoro już i tak jesteś nastawiony na tę jazdę rowerem. Dobry dobrze ci napisał, a ty dalej swoje. Jak przyszedłeś tutaj po aprobatę olania zaleceń lekarzy to chyba musisz liczyć, że zajrzy tu jakiś wariat.
Odpuść zwykły rower.
Ja miałem zerwane (później okazało się, że tylko naderwane) ścięgna prostownika palca i lekarz w zasadzie nie zabronił mi na rowerze jeździć, musiałem mieć palec usztywniony i nieruchomy. Jeździłem, ale tylko dlatego, że dałem radę ubrać na ortezę rękawiczki (akurat była zima) i obsługiwać hamulce i manetki dwoma palcami. Jakby się nie dało, nie ściągałbym ortezy, żeby sobie pojeździć, bo wtedy nie ma mowy o usztywnieniu i istniało ryzyko, że zamiast sześciu tygodni względnej niewygody w ortezie będzie operacja i pewnie z osiem tygodni w gipsie, a potem rehabilitacja.
PS Co do pytania, dlaczego lekarz pozwala na trenażer, a nie na zwykły rower, to sam podałeś jego argumenty. Moim zdaniem bardzo rozsądne. Dodałbym do tego, że na rowerze (pomijając kwestie wywrotek, które zdarząją się i przy 20 km/h) musisz się dostosować do warunków na drodze (wiatr, ruch , nachylenie), natomiast na trenażerze możesz dokładnie dozować sobie obciążenie. I jeszcze jedna rzecz: ze względu na porę roku ja i tak kręciłem więcej na trenażerze, kolega, który później złamał rękę, też wykorzystał ten czas na trenażer i obydwaj po wyleczeniu kontuzji byliśmy w lepszej formie niż przed. Byle tylko na trenażerze kręcić z głową i planem.