Oczywiście, że ta sama i wiadomo, że będzie działała na korzyść Armstronga, choćby dlatego, żeby się jej książki dobrze sprzedawały. Na stronach Washington Post od rana.
Ciekawy punkt widzenia ma Irlandczyk Paul Kimmage, niegdyś zawodnik, obecnie jeden z najbardziej zaciekłych tropicieli dopingu w tym sporcie.
On z kolei ma zacięcie totalnego lustratora i twierdzi, że przypadek Armstronga, to tylko czubek “góry lodowej”.
Pyta publicznie, co robi Bjarne Riis, czy Johann Bruyneel na samych szczytach kolarskiego światka? Co robi Jim Ochowicz czy John Lelangue?
Co robi Sean Kelly, Frankie Andreu czy Richard Viranque, jako komentatorzy telewizyjni?
Co robi Sean Yates, jako jeden z dyrektorów sportowych “ultraczystego” Sky Teamu? Brian Holm w Omega? A Igor Galdeano w Euskaltel? A Pedro Delgado jako jeden z oficjeli Vuelty?
Mało tego, ma wątpliwości, jeśli chodzi o Bradley Wigginsa. Sky ponoć zapewniało, że nie będzie zatrudniać lekarzy “z powiązaniami”, a autentycznych znawców fizjologii spoza kolarstwa. Szybko jednak zmienili zdanie i zatrudnili lekarza z Rabobanku, który był szefem lekarzy holenderskiej grupy w czasach “humanplasmy”, Wiednia i wirówek.
Swoją drogą, bardzo ciekawa jest historia Francuza Christophe Bassonsa, który według zeznań Moreau i Armina Meiera z Festiny przy okazji afery w 1998, jako jedyny nigdy nie uczestniczył w procederze dopingowym w tej grupie.
Facet zaczął pisać jawnie o dopingu w kolarstwie, to jak przerzedł w 1999 do FdJ, to żaden zawodnik nie chciał mu podać ręki, a Armstrong powiedział mu, że lepiej dla niego by było, jakby wycofał się z kolarstwa. W końcu się załamał nerwowo i wycofał z TdF 1999.
No więc jak, pełna “lustracja” dopingowa do samego dna, do spodu, czy jednak tolerujemy Riisów i innych Lelangów?