Uszy i muzyka

Wydzieliłem temat ogólnie o uszach i muzyce z tematu o bliskich spotkaniach ze stawonogami - za duży bałagan się robił :wink:
KW

Przez ciągły ból ucha jeżdze z wacikami z waty w uszach. Moge polecić. Nie za gęste bo zbyt wytłumią dzwięki. Takie waciki chronią przed przewianiem ucha, tłumią wysokie dzwięki, doskonale przepuszczają niskie (silnik) oraz chronią przed robalem w uchu :wink:
Bez okularów to nawet nie mam odwagi się ruszyć na rower.

Jürgen bądź twardy: wydepiluj nogi! To tylko za pierwszym razem boli i wcale nie mocno :slight_smile: Łydki bez problemu facet daje rade wydepilować :wink:

maf patent z wacikami serio moze byc dobry. Tylko ja nie znosze jak mam cos w uchu bo czuje sie niepewnie (wiesz troche stlumione dzwieki). Wyprobuje motyw, ale nie wiem czy nie wyrzuce ich w polowie. Jednak zabezpieczenie dobre i tanie :smiley:

W moim przypadku waciki są obowiązkowe, po prostu bez nich nie wyjeżdżam. Okropne bóle ucha, które po prostu nie dawały mi żyć wymusiły na mnie taki nawyk. Oczywiście na początku jest głupio i dziwnie. Lekko można tracić orientację przestrzenną, ale po jakimś czasie można się przyzwyczaić. Wacików nie należy zbyt mocno ubijać, aby przepuszczały dźwięki dobrze jeszcze. Do wypróbowania :slight_smile:
Z pozytywnych efektów: waciki wytłumią wysokie dźwięki (gwizd wiatru i szumienie), a przepuszczą niskie (silnik samochodu).

Z pozytywnych efektów: waciki wytłumią wysokie dźwięki (gwizd wiatru i szumienie)

Próbowałem kiedyś wacików wczesna wiosną (ogólnie miałem sporo problemów laryngologicznych) faktycznie tłumia wysokie dźwieki. Oprócz tych dwóch przykładów, jest jeszcze jeden plus: jak masz zaniedbany rower, nie słychać żadnego skrzypienia, ocierania itp :mrgreen: .

ja to zawsze wkładam w uszy słuchawki i sobie słucham radia :mrgreen:

i jesteś pewny, że to odpowiednie zachowanie ? Na opakowaniu od jakiś słuchawek firmowych nawet widziałem symbol przekreślonego kolarza. Nie musze tłumaczyć co to oznacza.
Tak serio ? Wszystko słyszysz i nie rozprasza Cię muzyka i tak dalej ?

Ja kiedyś próbowałem jechać w słuchawkach - po prostu porażka :frowning: . Czułem się jakbym był głuchy i co chwilę oglądałem się do tyłu, czy coś nie jedzie. Nie mówiąc już, że nie słychać innych miłych kolarzowi dźwięków - pracy napędu, wiatru (byle nie za mocnego :wink: ) itp.

ustawiam głosność tak żebym słyszał nadjeżdzające z tyłu samochody.

Widzę coraz więcej bicyclistów ze słuchawkami w uszach, słuchającymi muzyki. Nie pochwalam tego, aczkowliek staram się zrozumieć takich jeźdźców. Ja jestem starej daty, preferuję klasyczne rowerowanie. Dla mnie podczas jazdy welocypedem najpiękniejszą muzyką jest szum wiatru w uszach, kwilenie ptaków - gdy przejeżdżam przez las lub pola, szept drzew, odgłosy pracującego na trybach łańcucha i gwizd opon, dudnienie swojego serca, ciężki oddech. To mnie upaja. Nie mogę, nie potrafię zrozumieć ludzi którzy się sami uwsteczniają, nie chcąc nawet na krok oddalić się od dóbr które stworzyła cywilizacja, bojąc się pozostać na chwilkę w ciszy i osamotnieniu. Jako krajoznawca z przerażeniem patrzę, będąc z moim psem np. nad rzeką, by odpocząć a piesio by pohasał, jak podjeżdza wypasioną furą jakiś mieszczuch - pasibrzuch. Jak myślicie, co jest pierwszą jego czynnością po rozłożeniu krzesła/leżaka (bo na kocu czy materacu taki się nie położy by sobie coś nie odgnieść i nie miec kontaktu z brudną ziemią)? Oczywiście rozkręcenie na cały regulator jakiejś głupiej muzyki, następnie wyciąga taki typ - fizjonomią przypominający osobnika z IQ 50 - jakiś ambitny tygodnik “Politykę”, “Wprost” itp, który po kilku minutach porzuca w krzakach, wychla piwo, puszkę porzuca w krzakach. To jest przerażajace. Będąc w tym roku nad naszym pięknym Bałtykiem widziałem na plaży liczne ślady takiej “cywilizacji”, łacznie z potłuczonymi butelkami, to jest żenujące. Czy nie można spędzić nawet chwili w ciszy, posłuchać co mówi do nas przyroda? Skutkiem tego jest choćby to, że tak cywilizowani młodzieńcy już w młodości głuchną, ślepną i są ogólnie nierozwinięci emocjonalnie. Wystarczy takiego mieszczucha wywieźć do lasu i pozostawić go samego i gość przepada, jak mojego znajomego Franka buty na weselu. Zajmując się kiedyś obsługą kwalifikowanego ruchu turystycznego miałem bardzo często okazję z obserwowaćwłaśnie skutki tego przyrodniczego niedostosowania ludzi, były to przykłady cywilizacyjnego wynaturzenia. Otóż przyjeżdżali np. na rajdy górskie czy złazy ludzie - na ogół mnłodzież - z miast i wsi, w zorganizowanych grupach. Widać było jak na dłoni, że mieszczuchy to były lebiegi - paniczny lęk przed wędrówką w deszczu wśród akompaniamentu piorunów, nie potrafiły nazwać żadnego zboża ani napotkanego drzewa, nie wiedziały jaki ptak śpiewa lub siedzi na polu, natomiast muzykę i tych paralityków muzyków w śmiesznych kolorowych ubrankach owszem. Na noclegach w schroniskach studenckich czy na innych kwaterach lub w stodołach na sianie, paniczny lęk przed myszami, skorkami, muchami, widok pająka przyprawiał tych “Stefków burczymuchów” o palpitację serca. Dzieci wiejskie zaś wykazywały sie wielką samodzielnością i przystosowaniem do życia w społeczeństwie, po pierwsze bardzo uczynne, życzliwe, bez zażdrosci, znały i rozumiały to co je otacza i nie miałem z nimi nigdy żadnych problemów organizacyjnych, przy wieczornym ognisku były duszą towarzystwa, potrafiły rozweselić, zaśpiewać piosenki trampów, mieszczuchy zaś sparaliżowane pełgającymi ogniami, strzelającymi iskierkami, były przerażone myślą, że w ciemności moze ich zaraz uchlać jakiś robal, albo się potkną na korzeniu czy wykrocie.
Chcę podkreśłic z całą mocą, iż ja osobiscie też lubię słuchać muzyki, ale czynię to wyłącznie w warunkach sprzjających kontemplowaniu jej - czyli w domu na dobrym sprzęcie lub na sali flharmonicznej, a nie z jakiegoś taniego odtwarzacza mp3. Nawet jadąc autem, mimo iż mam bardzo dobry zestaw nagłaśniający słucham na ogół audycji radiowych, wiadomości, itp. rzadko muzyki - nie chcę jej po prostu kaleczyć, bo w trosce o swoje i innych bezpieczeństwo nie mogę się podczas kierowania skupić na słuchaniu, delektowaniu się jej pięknem, a robienie wokól siebie tylko chałasu mnie nie interesuje. Podobnie nie czytam prasy jadąc autobusem czy pociągiem /wolę pooglądać krajobraz/, na to jest dom i cisza, muszę sie skupić nad tym co czytam, by nic nie uronić z sensu tekstu.

Hmmm! A ja nie słyszę swojego napędu, mimo iż jeżdże bez słuchawek:)
Też się kiedyś dałem namówic na odtwarzacz, ale był to pierwszy i ostatni raz. Jakoś tak mam, że lepiej się czuję słysząc za sobą pojazdy, szczególnie te o większych gabarytach. Niemiłe doświadczenia z przeszłości.

Lucjan, w pełni się z Tobą zgadzam!
Jazda wśród pięknych i rzadko dostrzeganych okoliczności przyrody i wsłuchiwanie się w dźwięki otoczenia to jest coś. W lesie co innego, wśród pól co innego. Różne zapachy i widoki. Żeby było śmieszniej, wszystko to na wyciągnięcie ręki. 10 min spokojnej jazdy rowerkiem i można już kontemplować wśród okoliczności przyrody (dobra, mieszkam na kaszubach, a to malowniczy rejon).
Co do kultury, to chyba brak wzorca po prostu. Kiedyś było harcerstwo mocno propagowane, a tam takich rzeczy uczono. Ale to kiedyś.

toć nie mówie że zawsze słucham, lubie też posłuchać szum opon i pracy napędu (ale świstu wiatru to nie lubie). Dobra muzyka przynajmniej dla mnie motywuje mnie bardziej do intensywnego treningu. Oczywiście zdaje sobie sprawe że jest to BARDZO niebezpieczne ale bez ryzyka nie ma zabawy.

Qiubo, to może zamiast wtykać watę do ucha nałóż na głowę jakąś cieńką opaskę? Mam jesienno-zimową czapeczkę, czepek własciwie, świetna sprawa. Ciepły (teraz to może średnia zaleta), jesienią nie przeziębisz ucha, wiatr nie wyje, ale słychać inne dźwięki - samochody itp. Niektórzy stosują specjalne chusty pod kask, można ją tak nawinąć, żeby zasłaniała uszy i po kłopocie.

A co do słuchawek… Nie tylko podczas jazdy rowerem, ale w ogóle nie rozumiem co to za przyjemność? Może mam pecha, ale co wsiądzie taki delikwent ze słuchawkami na uszach do autobusu albo stanie obok mnie w sklepie, czy gdziekolwiek, to słysze tylko jakieś “ync ync ync”. Muzyką tego bym nie nazwał. Uważam, że muzyki nie da się słuchać w pośpiechu, pewnie już też stary dziad ze mnie.

Jak jest ruch na drodze - muszę słyszeć, żeby w porę reagować. Jak ruchu nie ma - to chcę słyszeć przyrodę.

Piotr tylko, ze jak sa takie upały to opaska raczej lipna sprawa bo mi sie łeb przegrzeje. W chlodne dni jak najbardziej pasuje :smiley:
Chustę pod kask to też średnio po jednak powietrze bedzie slabiej przepuszczane i wentylacja gorsza.

Jesli chodz o sluchawki podczas jazdy to jednak jestem temu przeciwny. Nie tylko powodujemy zagrozenie dla siebie, ale tez dla innych. Chyba, ze ktos po lesie sobie jezdzi na odludzi wtedy luzik :smiley:

Mam jesienno-zimową czapeczkę, czepek własciwie, świetna sprawa.

Doskonały patent :slight_smile: .

Ciepły (teraz to może średnia zaleta)

:smiley: :smiley: :smiley:

[quote=“Piotr”]
Qiubo, to może zamiast wtykać watę do ucha nałóż na głowę jakąś cieńką opaskę? Mam jesienno-zimową czapeczkę, czepek własciwie, świetna sprawa. Ciepły (teraz to może średnia zaleta), jesienią nie przeziębisz ucha, wiatr nie wyje, ale słychać inne dźwięki - samochody itp. Niektórzy stosują specjalne chusty pod kask, można ją tak nawinąć, żeby zasłaniała uszy i po kłopocie.

Faktycznie latem trudno jest znaleźć coś praktycznego pod kask. Bandamka, czapeczka kolarska, nie bardzo w upały się sprawdza. Ja latem pod kask nic nie kładę. W kasku z przodu mam w otworach siatkę mającą chronić przed owadami. Niby jest to skuteczne, ale w tym roku już dwa razy osa mnie uchlała w karbidówę, drugi raz właśnie dzisiaj - jeszcze mnie boli. Na chłodne dni stosuję zaś, proszę się nie śmiać, zwykły czepek kąpielowy wykonany z lycry. Naciągam toto na uszy i jest OK. Nie uwiera pod kaskiem, wiatr nie wieje w uszy, a ponadto mimo przewiewności czepek autentycznie daje ciepełko, nawet przy temperaturach rzędu 5 stopni.

Już drugi raz słyszę o patencie z czepkiem do pływania - trzeba będzie sprawdzić :slight_smile:

Całkowicie popieram, że słuchanie muzyki na rowerze może nam przynieść tylko kłopoty:

  1. Ewentualną kolizję, gdyż nie słychać ruchu drogowego
  2. Zatrzymanie przez policję

Poza tym też jestem zwolenikiem słuchania odgłosów natury, w końcu na czymś polega przewaga roweru nad samochodem :slight_smile:

W ciekawym kierunku podążył zainicjowany przeze mnie wątek.

Ja również nie polecam słuchawek i muzyki podczas rowerkowania, po pierwsze : robi się niebezpiecznie – i nie tylko dla słuchającego, po drugie : według mnie nie ma nic lepszego niż wsłuchiwanie się w odgłosy przyrody, szum napędu, własny oddech. Muzyka w takim przypadku jest ingerentem. Elementem świata, który chcemy zostawić gdzieś za sobą.

Nie ma nic piękniejszego niż dobra, pusta szosa, ciekawy krajobraz, natura i sprawny rower.
Można pomyśleć, pokontemplować – osiąga się wtedy flow – jedność z rowerem, z szosą, z naturą – stajemy się perfekcyjną całością. Nie ważna wtedy średnia, kadencja, HR max … jedziemy. Jedziemy, żeby jechać.

Ja między innymi dla takich wrażeń preferuję samotne przejażdżki.

Ja jestem bardzo starej daty, zatem dla mnie muzyka to sztuka, którą mogę odbierać tylko we właściwym miejscu i czasie. Słuchanie muzyki to zajęcie samo w sobie, no ewentualnie muzyka może być doskonałym podkładem dźwiękowym do upojnej kolacji ze spaghetti, winem i moją długonogą panią. Muzyka słuchana z odtwarzacza mp3 i na dodatek na rowerze to e-muzyka, to dźwiękowa tapeta, lecąca w tle dla e-pokolenia, zamkniętego na odbiór wrażeń estetycznych, muzyka robiąca hałas przy każdej okazji, by zabić lęk przed samotnością. By nie dręczyć dalej moimi ocenami, słuchanie muzyki podczas rowerowania sparafrazuję następującym dowcipem:

  • młoda kobieta żali się lekarzowi następująco: Panie doktorze ilekroć się kocham z mężem zawsze drętwieje mi prawy bok,
  • lekarz będąc doświadczonym medykiem, po chwili namysłu odpowiada: proszę pani, a może by tak wprowadzić zmianę i seks spróbowała pani uprawiać na lewym boku,
  • pacjentka zdziwiona głośno myśli: na lewym? to jak mam oglądać serial?