Tylko trzy wyścigi etapowe mają dłuższa historię niż Katalonia (TdF, Giro, Belgia).
Bardzo zasłużony wyścig, który po latach posuchy, we wczesnych latach XXI wieku, wraca do łask. A szastali nim włodarze światowego kolarstwa jak burą suką. Z czerwca na maj, z maja na marzec. Ten ostatni ruch zrobił chyba dobrze najstarszemu wyścigowi w Hiszpanii. Wydawało się, że przegra najpierw z Kalifornią, a potem z CI. Okazało się, że jest inaczej.
Jeśli wierzyć liście startowej, to mamy na starcie najsilniejszy skald przed Tour de France, a przynajmniej przed Dauphine.
To nie jest kraj dla sprinterów.
Decydujące okażą się dwa etapy: Molina i Port Ainé. Obie końcówki bardzo dobrze znane.
Od karuzeli nazwisk może się zakręcić w głowie: Froome, Contador, Quintana, Aru, Porte, Zakarin, Purito, van Garderen, Miguel Angel Lopez, Bardet, D. Martin, Chaves, Pozzovivo, Gesink, Navarro, Formolo,Thomas, Uran, Taaramae, Roglic, Kelderman, Anton, Kudus
Zapowiada się fajne ściganie