Otwieram dedykowany temat do dyskusji o rowerach elektrycznych - tych sportowych, ale i tych użytkowych, miejskich.
A z innych wypraw. Dziś miałem taki dzień, że uparłem się używać wyłącznie rower. Musiałem wyskoczyć najpierw do stolycy – 16 km w jedną stronę. Luzik, aż przyjemnie było. Zrobiłem zakupy na trzy siaty – rower cargo to po prostu spełnienie moich marzeń. Przy okazji skręciłem zobaczyć jak tam chłopaki kończą belowanie słomy oraz czy damy radę skończyć dziś żniwa. W sumie 41 km, z czego ponad połowa z >10kg zakupów (nie, nie kupiłem cukru…)
To było rano, ogarnąłem do 10-tej z minutami. Ale zaraz dzwonią, że łańcuch w kombajnie ma za duże luzy, coś jest nie tak. No w diabła, dopiero tam byłem! No to znowu zapakowałem narzędzia i części na rower i lecimy. Kolejne 9 km. Tym razem dzieciak ryczał, to go wrzuciłem w fotelik i zabrałem ze sobą (łącznie 25 kg na pace). Szybko uwinąłem, bo w sumie tylko zrzuciłem im sprzęt i zawróciłem.
Po powrocie żona mówi, że musimy coś tam załatwić. I, o dziwo, ubrana już na rower. Przygotowała też swojego rumaka. Dzieciak już w foteliku, więc tylko pies doszedł. Więc jedziemy, stolyca a potem po jajka oraz sery. A, zapomniałbym, dwie skrzynki nalewek. Łącznie kolejne 50 km do zrobienia, a nie dotarliśmy jeszcze do domu…
A jest nadal przed 15-tą
Jeśli przeżyję i będzie wszystko spoko, to postaram się tak od jutra codziennie robić. Lepsze samopoczucie na pewno. Czasu jednak sporo więcej idzie na te przejazdy. W mieście zapewne byłyby to mniejsze różnice, ale tutaj jednak są spore.
Elektrisz, praktisz, gut
Ostatnio byłem na spacerku nożnym na Magurce, nic strasznego, 909 m npm, wygodny szlak, choć sporymi fragmentami 20% plus, toteż schodzę łagodniejszym wariantem tak z 10-15%. I tak sobie już schodzę i patrzę, ciśnie na elektryku koleś ze 20 km/h (droga kamienista, nierówna, 10-15%), pedałuje i najmniejszego śladu zadyszki.
Po ch… komu rower, jeśli nie chce się sponiewierać (i chyba tamten fragment masywu Beskidu Małego nie obfituje w jakieś downhillowe singielki)? Zupełnie tego nie czaję…
(abstrahuję tu od zastosowania, jakie przedstawia @Naczelny).
Ja na takich mówię oszuści. I nazywajmy rzeczy po imieniu, to żaden rower, tylko motorower, ponieważ posiada silnik.
Ale w jakim sensie “oszuści”? Kogo oszukują? Nie startują w zawodach, więc nie obowiązuje ich żaden regulamin w tym względzie.
Trochę nie rozumiem tego hejtu na elektryki. Sam jeżdżę sporadycznie na miejskim elektryku żony i to jest sensowny rower, jak się trzeba poruszać po pagórkowatym terenie z celem dojechania do jakiegoś miejsca i ew. przewiezienia czegoś.
Elektryki do zastosowań “turystycznych” umożliwiają też wspólne przejażdżki / wyprawy dla par/grup, gdzie poszczególni ludzie jeżdżą na zróżnicowanym poziomie. Wytrenowany amator szosowy bierze swoją szosę, a np. jego żona/dziewczyna (albo odwrotnie, żeby nie było, że stereotypowo lecę ) elektryka i mogą jechać razem sensownym tempem.
Jakieś 2 lata temu podczas podjazdu na Grosse Scheidegg mijała (wyprzedzała) mnie masa elektryków i nie miałem z tym problemu.
ja bym nie miał nic do elektryków, gdyby faktycznie miały te odcięcie przy 25km/h, a wydaje mi się, że to jest rzadkość. Był przypadek parę miesięcy temu, że artysta miał zabrane prawko na samochody za chlanie i popylał po ścieżkach jakąś samoróbką, która ponoć mogła i do 100km/h się rozpędzić. Zabił się o przystanek autobusowy bodajże. Dobrze, że tylko siebie.
Innych rowerzystów. Mniejsza z tym. Ale to żaden rower, bo czym to się niby różni od skutera czy tam starego komarka. Tym że zamiast silnika spalinowego ma elektryczny no i mocą. Rower to urządzenie napędzane siłą mięśni a nie silnikiem.
Moja żona używa elektrycznej holenderki, bo inaczej dojazd do miasta (jak pisałem, circa 16 km w jedną stronę) sponiewierałby ją tak, że nie mogłaby wejść do sklepu czy urzędu. Przynajmniej w jej przekonaniu. Tak, zastosowania są różne, ale jak ktoś chce jeździć sportowo to oczywiście nie ma to sensu.
Szosy takiej z silnikiem bym nie kupił. Musiałbym się poważnie zastanowić, czy górala chciałbym elektryka. Ale trekking na pewno ze wspomaganiem, tak samo mieszczucha. O cargo nawet nie wspomnę, bo padłbym wożąc po 20-30 kg bez wspomagania na takie dystanse. A dodam, że gór u mnie nie ma – za to pagórek za pagórkiem. I każdy to 10-20 m różnicy. Niby nic, szosówką to aż przyjemnie pokonywać. Ale z dzieciakiem i psem, co daje łącznie spokojnie 35 kg, to już mało fajne. A jak dołożysz do tego zakupy to robi się czasami i znacznie powyżej 50kg ładunku. Mój rekord na ten cargo to ok. 100 kg łącznie samego ładunku…
Chyba, że wiek Cię dopada, a chcesz dotrzymać koła młodym – wtedy zmienia się punkt widzenia
Właśnie zakupiłem żonie, takie fajne kompresowalne – można je de facto niemal zwinąć jeśli się nie używa. Bo jak nie bierze cargosa, to czasami brakuje ładowności (ma tylko koszyczek z przodu, bo takowy chciała). Uważam, że dla 90% codziennych spraw to aż za dużo…
Tu, na wsi, to jednak niekoniecznie. Przyjemne – jak najbardziej. Ale to, co mi na rowerze (nawet wspomaganym) zajmuje 2h samochodem obskoczę w góra 30 minut…
Serio, wyłącz z tego miejskie i cargo. Bo to inna kategoria roweru, inne zastosowanie. W mieście służą raczej jako transport, sposób na ominięcie korków i fitness przy okazji. To nie sport, przynajmniej dla większości. I nie ma w tym nic złego! Dzięki temu taki korpoludek może dojechać do biura relatywnie sprawnie, bez zmęczenia i nie wymaga natychmiastowego prysznica…
Elektryki to przyszłość i lepiej się z tym nauczyć obchodzić.
Jeżeli ktoś szuka szalonych zastosowań zwykłych rowerów, to znaczy, że ma szczęście do spokojnej okolicy i normalnych ludzi.
Szaleńcy są na wrotkach, skuterach, wywrotkach, paralotniach, samolotach, materacach i pontonach…
Uwielbiam technologię elektrycznych rowerów, jest sporo miejsca do poprawy, ale już od kilku dobrych lat można mieć rewelacyjne narzędzie do poruszania się.
Co z tym zrobimy?.. zależy od człowieka.
Dokładnie. W kategorii transportowo-rekreacyjnej takie rowery w ogóle mi nie przeszkadzają…
U kobiet to jest wszystko w głowie, niestety. Znam to. Jak jest cel, jakaś fajna knajpa, to nagle 50km pęka przy okazji, bez przygotowania(!), a inaczej są jęki jak się 30 zbliża.
Sporo kobiet niestety ma jakiś wewnętrzny opór przed spoceniem się choć trochę i nie uznaje jazdy “bez celu”
Wiadomo, jak są pagóry to inna opowieść i tu jakieś zastosowanie dla “normalnych” ludzi widzę.
Mam elektryczny rower miejski i jest to super sprawa. Tak jak pisał @johnny_pl na podjazdy i pagórki idealny. Zaskoczę niektórych, że muszę w nim pedałować. Mój model nawet w trybie sport jedynie pomaga, a nie jedzie sam. Pod moje górki do sklepu sam by nie dał rady.
Na sportowych rowerach (mtb i szosa) wyprzedzało mnie masa elektryków, albo ja wyprzedziłem ich. Raz nawet gość ma normalnej szosie z silniczkiem w ramie. Kiedyś wzdłuż Zurisee jechaliśmy i ledwo mogliśmy nadążyć za kobietą na miejskim elektryku, którym leciała coś koło 45 km/h. To było nawet zabawne, bo odczepiła ze 3/4 grupki. Nigdy nie miałem z tym problemu. Sam bym sobie nie kupił, ale żeby jeździć na fest rundy z kimś bliskim albo gdy będę stary lub chory? Pewnie jak najbardziej.
Elektryczne hulajnogi bez żadnych regulacji to jest zło.
Najbardziej lubię parkę na hulajnodze śmigającą ścieżką rowerową. Zwykle jadą od krawędzi do krawędzi. Albo środkiem. I wielce niezadowoleni, jak proszę o miejsce do ich wyminięcią…
U mnie w cargo w trybie pełnego wspomagania nadal muszę pedałować. I wcale nie bez wysiłku, im więcej ja energii wkładam tym więcej silnik dokłada. Więc to nie tak, że to taki skuter czy motorower – bo sam jechać nie chce. I to mi się właśnie podoba, to nadal rower, nadal muszę się nieco zmęczyć. Ale mniej. I, co najważniejsze, kompensuje ciężar całego bagażu…
Wielu kolarzy nie ma krytycznego podejścia do swoich możliwości i swoich umiejętności jazdy rowerem.
Co mam na myśli?
Po kilkuletnim treningu, plus wrodzony instynkt zwycięzcy, mamy idealnego kolarza=kutasa, który jedzie obok nas, niby z nami na wycieczce, ale tak na prawdę to robi wszystko PRZECIWKO NAM.
Siedzi na kole gdy płasko i wiatr, zrywa tempo kiedy pod górkę albo na przedzie, jedzie za blisko krawężnika, nieomija przeszkód… itp itd
Mam wtedy zawsze ochotę na elektryka i możliwość jazdy swoim rytmem, bez udziału w tym gównie, niewypowiedzianej wojny kolarskich mistrzostw.
Jakby każda wyprawa rowerem to byłą katorga dla organizmu i umysłu.
To na 100% nie bylo nic dla Ciebie . Nie na DZISIAJ przynajmniej .
Co TY Eder dzisiaj zrobiles ( zrobisz ) ze swoim zyciem ???
Mozna wypic 2 ?
Czyli razem 10, chyba byś nie dotarł do mety!
Na całą trasę jest 8 godzin. Czyli jest szansa z tymi 10 piwami
Swoją drogą ciekawy jest ten regulamin i obowiązkowe piwa na trasie. A co jak ktoś po 4 piwach na trasie skręci nogę, rozbije głowę itp? Przez 6 godzin 4 piwa nie wyparują, będzie na bani, alkomat to wykaże. Ichniejszy GOPR pomocy udzieli, ale co z płatnością? Ubezpieczyciel pewnie nie zwróci też kasy za ewentualny wypadek.
Bez przesady, to jest rajd pieszy po szerokich drogach. Jak ktoś będzie miał problem z utrzymaniem pionu to sobie najwyżej chwilę odpocznie.