Tour of USA zachód - wariacja

W końcu zapowiadany od pewnego czasu temat.

Wymagania:

  • 21 etapów lub prolog i 20 etapów
  • maksymalnie 3 jakiekolwiek czasówki
  • jeden etap może być dłuższy niż 240 km ale nie dłuższy niż 270 km
  • maksymalnie 3 dni przerwy w tym maksymalnie 2 długie transfery
  • linia do której możemy się poruszać po USA
    USA granica - A bike ride in Emerson, Manitoba
  • meta etapu co najmniej w 6 stanach
  • limit kilometrów na wyścig 3600 km (lekko powiększony)

To chyba tyle. Do dzieła :slight_smile:

Nie mogę się doczekać tego co stworzycie na tym dzikim zachodzie :wink::slightly_smiling_face: jakaś taka pozytywna energia i zniecierpliwienie jak za dzieciaka kiedy kończyło się czytać książkę Wiesława Wernica o dzikim zachodzie, i już myślało się jak i gdzie dorwać kolejną, albo jak u Hammonda banan na twarzy na wieść, że kolejna wyprawa to Ameryka Północna :joy::wink:

4 polubienia

PIękne to to nie będzie, poza widokami :slight_smile:
Research jaki musiałem tu zrobić starczyłby na Tour Vueltę i Giro razem wzięte. A i tak im dalej wyścig będzie dziwniejszy. Może jakbym nie uparł się na jeden etap w Colorado to wyglądałoby bardziej elegancko, ale cóż. Wiadomo, musi być rzeź :smiley:

Chyba wszystko mi się spina, więc zaczynam produkcję.

1 polubienie

U mnie jest trochę kombinowania z “kalendarzem” i dniami przerwy. Pewnie wypadną w środku tygodnia, a nie standardowo w poniedziałki, jeśli chcę dojechać tam gdzie chciałem. A to oznacza wydłużony 3ci tydzień :wink:

Na ten moment wychodzi układ 7+6+8 :stuck_out_tongue:

1 polubienie

No dobrze, mi jednego stqnu brakuje, ale zamienię taki etapik ucieczkowy w Utah:

Będzie zamiast tego sprinterska potyczka na północnym skraju Arizony :slight_smile:

I wyścig się spina, patrząc na profile i nachylenia nawet wyszło bardziej “europejsko” niż się spodziewałem. Tylko wysokość momentami ciekawe i mamy sprinterskie mety prawie na poziome Stelvio albo Galibier :slight_smile:

Skoro to wyścig amerykański to spodziewałem się wysokości w stopach, a długości w milach :wink:

3 polubienia

Mi wyszła bardziej Vuelta niż Tour, trasa pod Induraina :wink:
8 stanów zaliczone, tylko muszę gdzieś jeszcze pourywać z 60km :slight_smile:

Mi z kolei wyszło dość krótko, bo jakieś 3400.
Za to muszę prosić o dyspensę na etap 276km, bo głupio robić start albo metę w polu… To plaskacz, więc jakoś się chłopaki przewiozą co nie?

Uuu. Jak taki długi płaskacz to ja widzę protest zawodników jak na 19 etapie Giro 2020 :stuck_out_tongue:

Start ostry może być w polu :stuck_out_tongue:

Boże co za marudy…
Skróciłem do 269 ale za karę będzie parę mil po interstate :stuck_out_tongue:

Dzięki uprzejmości kolarzy na Vuelcie mogłem trochę porysować i szykuje się najbardziej randomowa trasa ever :wink: Zaplanowane wcześniej start i meta i może jakieś 2-3 finisze, a reszta w stylu “co się nawinie” :stuck_out_tongue: Ale dzięki temu dużo ciekawych miejsc, o których nie miałem pojęcia odwiedzone :slight_smile:

@Kisik94 a do kiedy czas na wykonanie trasy, bo nie podałeś w początkowym poście?

Chyba do końca miesiąca. Nigdzie się nie śpieszy.

1 polubienie

Maluję te etapy i na tym rwgps to tak wyglądało przyzwoicie trudno a tu 5xHC… No nie będzie lekko :smiley:

A, i będzie Etna :smiley:

+1… :stuck_out_tongue:

Ladies and gentleman it’s hardcore time!
Let’s take a tour of the west coast, and NOT take a car.

Etap 1: Las Vegas (NV) - Las Vegas (NV), TTT, 19km

Oczywiście nie można się było spodziewać niczego innego :smiley:
Zaczynamy wieczorną czasówką drużynową aby móc w pełni podziwiać cały Strip.


Dla pewności przejedziemy go w obie strony a finisz umiejscowiony jest pod najnowszym “cudem” czyli The Sphere, ponad stumetrowej średnicy kuli, największym ekranie LED na świecie.

Etap 2: Victoriaville (CA) - Santa Monica (CA), płaski, 199km

Czeka nas dość długi transfer do startu, można więc trochę opóźnić start, by meta wypadła jakoś wieczorem w świetle zachodzącego słońca nad Santa Monica Pier.

Etap 3: Corona Del Mar (CA) - Mount Palomar (CA), górski, 194km


Startujemy z plaży żeby trochę osłodzić trudności na drugim końcu etapu. Pierwsza poważna (będą tylko takie…) przeprawa dla chcących walczyć w GC. Nie jest to bardzo stroma góra (będą prawie tylko takie…) ale długość robi swoje. Równo twardo do końca aż pod znane obserwatorium astronomiczne.

Etap 4: Thousand Oaks (CA) - Malibu (CA), górski, 175km

Tym razem na plaży skończymy, ale zanim tam dojedziemy parę niby niewysokich a jednak bardzo wymagających ścian. Kaniony wybrzeża w okolicach Malibu są nie w kij dmuchał i co najważniejsze mają w większości wyasfaltowane drogi w dwie strony (co nie jest tak oczywiste w stanach bez dostępu do oceanu…) Najtrudniejsze są zawsze początki podjazdów, potem już idzie.

I finisz po raz ostatni nad oceanem przy kolejnym molo. Odtąd oceanu już nie ujrzymy.

Etap 5: Wasco (CA) - Madera (CA), płaski, 197km

Pierwszy z transferów Doliną Kalifornijską. Kalifornia jest wdzięcznym terenem do robienia wyścigów bo można zrobić “wszystko”. A jak ma być płasko, to będzie tak płasko jak tylko da się zwalcować.

Etap 6: San Francisco (CA) - Mount Umunhum (CA), górski, 161km

Byliśmy w okolicach LA, pora na SF. Startujemy z centrum, by zahaczyć (oczywiście) o Golden Gate, ale jedziemy na południe półwyspu.


Mijamy po drodze Palo Alto, objeżdżamy okolice San Jose aby znaleźć metę na procentowo najtrudniejszym finiszu w całym wyścigu (ale to najtrudniejszego w ogóle mu daleko). Bez podpisu można ten podjazd śmiało pomylić z Mortirolo. 8 piekielnych kilometrów odsieje chcących w GC od mogących w GC.


Etap 7: Hollister (CA) - Laguna Seca Raceway (CA), pagórkowaty, 186km

Pora na etap dla ucieczki, im bliżej mety tym bardziej piłokształtnie a na deserek pierwsze zderzenie z amerykańskimi wyścigami - legendą wyścigów torowych czyli Laguna Seca. Docierając do mety trzeba pokonać tor w drugą stronę niż samochody, co oznacza m.in. podjazd pod Corkscrew. Dwóch wyścigów raczej nie będzie ale walka o etap powinna być przednia.

Etap 8: Sacramento (CA) - Redding (CA), płaski, 269km

Kolejna okazja dla sprinterów, ciąg dalszy Doliny Kalifornijskiej. Ucieczka raczej nie zdzierży takiej dawki asfaltu, plus aż trzy premie to danie główne dla walki o zieloną koszulkę.

Etap 9: Weed (CA) - Etna (CA), górski, 199km

Można powiedzieć, że na koniec pierwszego tygodnia mamy etap iście królewski. Na każdym TdF byłaby to prawda, tutaj, no zobaczymy :wink: Jesteśmy w Ggórach Kaskadowych i czeka nas pięć potężnych gór w cieniu Mount Shasta.


Wulkany, kompletna dziczm, gdzie nie ma nawet kowala, żeby naprawił widelec. Jak złapiesz gumę, to złapią Cię niedźwiedzie, pumy i duchy porzuconych kopalni złota z dawnych czasów. Ostatnim z podjazdów jest znany z innych wyścigów wulkan Etna

No dobra, ten się już trochę bardziej wystrzelał, niemniej nadal pozostaje w kategorii HC. Ze szczytu trzeba jeszcze zjechać do miasteczka Etna gdzie zakończymy pierwszy tydzień i skierujemy się w dzień przerwy w granice stanu Oregon.

Ciąg dalszy jutro.

7 polubień

Rewelacja :clap: :clap: :clap: .

1 polubienie

Dzięki, niestety im dalej tym bedzie bardziej “amerykańsko”. Najchętniej bym sie z Kaliforni nie ruszał bo dalej dzicz, szutry i interstate’y. Pod tym względem GT na Wschodzie będzie o niebo łatwiejsze do zorganizowania.

Teraz też już mogę sprzedać nieocenione źródło informacji czyli https://pjammcycling.com/ bez tej strony nie byłoby tego wyścigu albo research i tak gigantyczny trwałby ze trzy razy dłużej.

O Malibu może zahaczą kolarze podczas IO za 5 lat. Start i meta są zaplanowane przy Gloria Molina Grand Park, a stamtąd daleko nie jest.